Witam,
Zamieściłem fragment z Misia ze sceną, gdzie klient konsumuje wodę brzozową zamiast wódki , która to tradycja jak sądzą niektórzy powstała zapewne w czasach PRL. Otóż nie, o czym można przeczytać we fragmencie artykułu (zamieszczonym poniżej) z tygodnika politycznego, społecznego i literackiego Prawda z listopada 1884 r. Najciekawszy jest ostatni fragment, ale ponieważ ma on związek z wcześniejszym fragmentem dlatego zamieściłem całość i tak też polecam przeczytać (pisownia artykułu w większości oryginalna).
Nie ma chyba u nas żywiołu społecznego, któryby miał tyle czułych strun, co ziemiański. Czego dotkniesz, wszystko tam odzywa się skargą. Naturalnie dziś utyskiwania te muszą brzmieć głośniej, niż kiedykolwiek, bo spadająca cena zboża nerwy uwrażliwia. Gdy obywatele zaczęli rozmyślać nad sposobami zamiany rolnictwa na przemysł, przypomniała im się stara i niegdyś liczne owoce rodząca jego gałąź – gorzelnia. W środku kraju można jeszcze na nią liczyć, ale po jego brzegach – nie, bo przemytnik, który zagranicą dostaje za 2 rs. wiadro okowity, podczas gdy u nas sama akcyza wynosi 8 rs. i który przez jedną noc zarabia po kilkanaście rubli, udaremnia wszelkie rachuby.
Korespondent Gazety polskiej opowiada prawie ze łzami: „W nieprzerwanym niemal są ruchu uorganizowane bandy z kilkudziesięciu wozów, naładowywanych kufami i przeciągających w biały dzień traktem i szosą, pewne, że ich nikt nie zatrzyma, bo wszelkie przeszkody są wczas przewidziane i usunięte. Przeważnie żydzi, stojący na granicy, czy też dalej w umówionych miejscach, na przestrzeni, gdzie mają swoje stacje złodziejskie do przechowywania różnych przedmiotów kradzionych — „podwały” — i gotowe kwitaryusze, uprawniają tak sprowadzany spirytus i w głąb państwa rozsyłają. W ten sposób miliardy wiader tego produktu przechodzą do nas, i można śmiało twierdzić, że państwo dziesiątej części (!) nie produkuje tej ilości spirytusu, jaka z zagranicy napływa. W każdym niemal domu po wsiach i miastach istnieją – niby to potajemne – szynki; na traktach publicznych bez najmniejszej przeszkody z jakiej bądź strony odbywa się wyszynk.”
Niewątpliwie autor, jak to się zwykle dzieje w elegiach, przesadził, twierdząc, że państwo nie produkuje dziesiątej części spirytusu przemycanego z zagranicy; ale to pewna, że kontrabanda odbywa się w wielkich rozmiarach, rujnuje gorzelników miejscowych a bogaci ich po drugiej stronie kordonu. „Widzimy tedy – powiada korespondent – za granicą ludzi, opływających w dostatki, mających pałace i zamożne gospodarstwa. Wykupują oni od nas inwentarze, wypasują je na wywarach i słodzinach z produktów, od nas także nabytych i zalewają nas zatrutym i choroby, a nawet śmierć siejącym spirytusem.”
Jeżeli więc chcemy być zdrowi i posiadać pałace, musimy pić gorzałkę miejscową i mieć ją tanią. W tym humorystycznym wniosku jest nieco słuszności, gdyż spirytus zagraniczny przychodzi do nas nieoczyszczony i działa szkodliwiej.
W ministeryum skarbu znowu podjęto i kwestyę przemytnictwa, a nawet doradzano zniżyć akcyzę w pasie nadgranicznym; projekt ten wszakże upadł.
Nie łatwo to wreszcie walczyć z przebiegłą pomysłowością ludzką. Na dolnem porzeczu Uralu sprzedaż okowity jest surowo wzbronioną. „Otóż – jak donosi organ ministeryum finansów – tameczna ludność zwróciła się do wody kolońskiej, konsumując ją w niesłychanej ilości. Tak np. w maleńkiej mieścinie Gurjew wypijano rocznie przeszło 2000 tuzinów flaszek owego pachnidła. Objaw ten szczególniej w Uralu zasługuje na uwagę, bo ludność tameczna, znajdująca się w bardzo dobrym bycie i zamożna, pije prawdziwą wodę kolońską, która z powodu zawartych w niej eterycznych olejków i innych substancyj szkodliwie działa na zdrowie. W innych też miejscowościach, jak w północnym Kaukazie, w guberniach: ekaterynosławskiej i tauryckiej, piją wiele wody kolońskiej, która wszakże jest po prostu żytniówką 40-stopniową, zmieszaną z różnemi pachnącemi eseneyami. Handel tą „krajową wodą kolońską” coraz bardziej wzrasta i wywołał w tych stronach powstanie mnóstwa fabryk.”
Jak widzimy, u nas konkureneya łatwiejsza, bo wódka cudza śmierdzi, a w Uralu swoja pachnie.
Buteleczki Wody Brzozowej i Pokrzywowej ilustrujące ten tekst pochodzi z polskiej firmy HENO, wodę tę rzecz jasna do celów dla których jest przeznaczona jak i inne kosmetyki z firmy HENO można nabyć TUTAJ
Pozdrawiam
Czajkus
(658)
Nie wiedziałem, że woda kolońska była na Wschodzie konsumowana w tak wielkich ilościach. Sądziłem raczej, że to za CCCP miejskie i wiejskie żuliki raczyły się tą perfumą. A tu widać zacna i nobliwa tradycja popijania „odekolonów” 😉
W sumie potwierdza to pierwsza ilustracja w google grafice, jaka wyświetla się po wpisaniu „odekolon” (od Eau de Cologne – woda z Kolonii) 😉
Ahoj!
Jest napis „2 comments”, ale nijak nie widzę tego drugiego 😉
Odnośnie wody brzozowej znalazłem fajną starą reklamę 🙂
http://starereklamy.blox.pl/resource/1914_woda_brzozowa.jpg
Czasami, nie wiem dlaczego, linki we wpisie są traktowane jako komentarz? Fajna reklama