Witam,
Dzisiaj jeden z ważniejszych wpisów jakie zrobię na blogu. Dotyczy on żubrówki oraz problematyki rejestracji alkoholowych znaków towarowych. Otóż takie nazwy jak żubrówka, starka, krupnik, jarzębiak, wiśniówka, orzechówka, cytrynówka, pomarańczówka są dla mnie nazwami rodzajów alkoholi tak jak: wódka, cognac, whisky, calvados, brandy de jarez itd. Przed II wojną światową każdy polski producent, gdy produkował taki rodzaj alkoholu mógł nazwę rodzaju takiego alkoholu swobodnie umieszczać na etykietkach co było dla wszystkich oczywiste. Nazwa jak np. „żubrówka” wskazywała konsumentowi na rodzaj alkoholu zaś inne elementy znajdujące się na etykietce jak: nazwa producenta, układ graficzny, obrazki, kolorystyka wskazywały na producenta.Oczywiście każdy z producentów produkował także marki alkoholi o nazwach fantazyjnych jak na Baczewski: likier Souverain, wódka Perła, Kasprowicz likier Zagłoba, Czajka likiery Ivan czy Benedetti… Sam Monopol Spirytusowy produkował wódki o nazwach pochodzących od rodzaju spirytusu użytego przy ich wyrobie tj: wódki Zwykłą, Wyborową i Luksusową.
Po wojnie komuniści znacjonalizowali alkoholowy przemysł prywatny i tylko państwowe przedsiębiorstwa początkowo trochę niezależnie a od 1972 r. zjednoczone jako Polmos produkowały w Polsce alkohol. Za granicą marki polmosowskie porejestrował w urzędach patentowych Agros, który był eksporterem. W 1991 r. nastąpił podział Polmosu na pojedyncze zakłady i każdy Polmos produkował co chciał w ramach ogólnopolmosowskich marek oraz każdy zaczął wymyślać własne marki. Oczywiście marki ogólnopolmosowskie jak np. żubrówka czy jarzębiak były znane i lubiane, wciąż też kłócono się z Agrosem, który miał na siebie porejestrowane marki zagranicą. W 1999 r. dogadano się i zrobiono niejako licytację marek polmosowskich, które podzielono pomiędzy Polmosy, z których część była już sprywatyzowana. I tak np. Starka trafiła do Szczecina i Dystylernia Kraków musiała zrezygnować z produkcji Starki krakowskiej. Żubrówka do Białegostoku, Jarzębiak do Sieradza, Wiśniówka do Józefowa itd. Firmy te porejestrowały te nazwy na siebie.
I teraz powstaje zasadnicze pytanie co ma zrobić nowa prywatna firma, która zechce produkować starkę czy żubrówkę? Taki Kozuba np. wymyślił, że skoro nie ma prawa do nazwy starka to będzie produkował Starkusa – i dorobił do tego dziwną historię o bocianie jako źródłosłów nazwy Starkus. Łańcut chciał robić żubrówkę i zaczął produkować Visenta za co Białystok, go pozwał do sądu bo Łańcut zamieszczał w butelkach źdźbło trawy co też Białystok uznał za zbrodnię niesłychaną, bo tak przecież można robić tylko w prawdziwej żubrówce! Lublin się wyłamał i zaczął produkować Jarzębiak Lubelski (czyli prawidłowo kombinowali) za co Sieradz się wkurw……. i chciał ich pozwać do sądu, ale że z kasą już było krucho to nie zdążyli, bo upadli a i z czasem okazało się, że Jarzębiak Lubelski jest dość marny i z niego Lublin zrezygnował.
Ostatnio prawo wraca na właściwe tory i firma Toorank wygrała w sądzie spór o prawo do produkcji Krupnika z Sobieskim.
Najdziwniej jest ze starką, gdyż nabywca upadłego Polmosu Szczecin nazwała swoją firmę Starką. Trudno sobie wyobrazić by w Szkocji jakaś firma nazwała się Whisky a w Anglii Gin – a jednak w Polsce było to możliwe! Jest to dość duży problem, gdyż sytuacja jest anormalna. Dodatkowo producenci np. Żubrówki zaczęli tworzyć kurioza w postaci produktów typu Żubrówka Czysta czy Palona. W USA myślę, że byłoby to niedopuszczalne, gdyż jakiś Urząd na pewno zarzuciłby tu wprowadzenia w błąd konsumentów i nie dopuścił do takiej sytuacji. W Polsce niestety takich Urzędów brak – a szkoda.
Ale po tym wstępie polecam zapoznać się z arcyciekawym i ważnym artykułem dotyczącym żubrówki i tego jak sprawę rejestracji znaków towarowych postrzegano w dwudziestoleciu niepodległości. Bogaty wybór etykietek z przedwojennych żubrówek pochodzi z kolekcji kolegi Pollabela. Pogrubienie w tekście moje.
„O nazwę wódki żubrówki”
[Język Polski XII 1927 r., 125-8]
Między dwoma wielkopolskimi firmami wywiązała się sądowa sprawa sporna o nazwę: żubrówka. Firma Kasprowicz, wyrabiająca od dość dawna wódkę żubrówkę, twierdzi mianowicie, że ma na tę wódkę i nazwę patent, i żąda od sądu, by zakazał używania tej nazwy dla innej wódki, wyrabianej przez firmę Gaede. Ponieważ dwie instancje wydały w tej sprawie dwa różne wyroki, przeto firma Gaede zwróciła się do redakcji Języka Polskiego, przedstawiając równocześnie wydane w tej sprawie opinie:
1) zast. Prof. Uniwersytetu Poznańskiego dra Adama Jurkowskiego, botanika;
2) profesora filologii polskiej;
3) profesora innego przedmiotu humanistycznego, nie mającego jednak żadnego związku z językiem.
Z aktów okazuje się przede wszystkim, że firma Gaede wyrabia żubrówkę z trawy zwanej również żubrówką (Hierochloe odorata), firma Kasprowicz zaś z pokrewnej trawy tomki wonnej (Anthoxanthum odoratum), zawierającej wonne substancje podobne substancjom trawy żubrówki. Kasprowicz twierdzi, że ma na tę nazwę patent, Gaede zaś, że jest to słowo rodzajowe, jak piołunówka czy wiśniówka, czyli, że jako <<znak wolny>> nie może doznawać ochrony patentowej. Rzecz ciekawa, że punkt ciężkości sporu zdaje się przenosić ze strony faktycznej: istnienia i sposobu wyrobu żubrówki, na stronę językową: na słuszność używania tej nazwy dla tego czy innego wyrobu.
Opinia 2) brzmi: 1. Nazwa żubrówka pochodzi od żubra, jak anyżówka, miętówka itd. od anyżu, mięty itd.; jest to zasada językowa ogólna, nie dopuszczająca wyjątków. – 2. Skoro żubrówka nazwana od żubra, okazuje się przez sam ten fakt jako nazwa fantazyjna, bo żubrów na świecie niemal już nie ma: Wielkopolanie i Małopolanie, chcąc żywe oglądać, muszą się pofatygować do ogrodu zoologicznego berlińskiego. – 3. Firma Kasprowicz mogła z równym prawem nazwać tę wódkę np. tygrysówka, bo łączność tej wódki z tygrysem taka sama jak i z żubrem, tj. żadna (oprócz gołej nazwy i obrazka na etykiecie). Że firma wybrała nazwę żubrówki, chwali się jej, bo utrwaliła w swoim wyrobie nazwę zwierzęcia niegdyś w Polsce powszechnego (jak nazwy miejscowe dowodzą, por. Zubrza pode Lwowem, Zubrzyce itd.), dziś i od dawna wytępionego. – 4. Że istnieje jakaś trawa wonna zwana żubrówką, o tym wie tylko kilkunastu botaników i lud tych stron nielicznych, w których się trawa pojawia. Całej masie ludu polskiego ta trawa i nazwa jest zupełnie obca. Niżej podpisany, pracujący od kilkudziesięciu lat na całym przestworze literatury i mowy polskiej, spotkał się z tą nazwą po raz pierwszy w życiu – 21 lutego 1927 r. (z wywodów strony przeciwnej). – 5. Firma Kasprowicz nie wyrabia swej wódki żubrówki z rośliny żubrówki, więc ma wszelkie prawo nazwać wódkę tę żubrówką, bo w naszym języku dla oznaczenia materii pierwszej i produktu z niej używa się zawsze osobnego słowa: piołun, kminek itd. nie mogą być jednocześnie 'wódką z piołunu’ itd.; na to mamy osobne pochodne słowa: piołunówka itd. – 6. Jeżeli firma Gaede sprowadza istotnie z puszczy Białowieskiej albo z Wileńszczyzny trawę ową żubrówkę dla sporządzania swej wódki żubrówki, popełnia srogi błąd językowy, nazywając wódkę tak jak samą trawę; w duchu naszego języka winna tę wódkę nazwać żubrowianka, żubrówczanka, żubrówkówka itp., ażeby jej nie mieszano z trawą. Nazwa wódki żubrówki jako fantazyjna, swego czasu prawnie opatentowana i przez lat kilkadziesiąt przez tę samą firmę do tego samego wyrobu używana bez protestu dawnego z jakiejkolwiek strony, nie jest więc wolną (znakiem wolnym), tzn. nie może być wódka pod tą nazwą przez byle firmę wyrabiana i sprzedawana.
Jakby kopią, akcentującą zwłaszcza jeden punkt, jest opinia 3): „Nazwa żubrówka utworzona jest podobnie jak szereg innych słów z tym samym przyrostkiem, np. żwirówka, parówka, rogówka, placówka, borówka itd., od rzeczownika żubr z końcówką -ówka. Przypadkowe podobieństwo nazwy wódki do nazwy trawy żubrówki – o której nb. dotąd nic nie słyszalem – dowodzi najwyżej, że nazwa trawy powstała analogicznie do nazwy wódki od nazwy żubra, widocznie w związku z mniemaniem, że jest to trawa szczególnie chętnie przez żubry spożywana. Nie jest jednak absolutnie do pomyślenia, aby nazwa wódki żubrówki mogła pochodzić od trawy tejże samej nazwy. Jeżeli bowiem od nazw innych surowców roślinnych, służących do wyrobu wódek, np. wiśnie, śliwki, jabłka, żyto…, nie tworzymy nazw wódek o tym samem brzmieniu, lecz formujemy je przez dodanie końcówek: -ówka, -owica, -ecznik itd., tworząc słowa: wiśniówka, śliwowica, jabłecznik, żytniówka.., to z nazwy trawy żubrówki można utworzyć nazwę wódki w formie np. żubrowczyca, żubrówczanka itp., ale nigdy w postaci żubrówka, bo słowotwór tego słowa wskazuje tylko na nazwę żubra, ale nie trawy żubrówki. Byłby to taki sam nonsens językowy i pomieszanie pojęć, jak gdyby ktoś wódkę wyrabianą z borówek nazwał borówką, lub wódkę ze śliwek czy gruszek – śliwka czy gruszka. – Pomijając więc samo nieprawdopodobieństwo używania trawy żubrówki do wyrobu wódki tak nazwanej, ze stanowiska poprawności wyrażania się i logiki językowej można nazwę żubrówka uznać tylko za pochodną od żubra”.
Obie te opinie są nie do utrzymania, i to tak pod względem rzeczowym, jak i językowym.
Rzeczowo stwierdzić się musi, że wódka żubrówka, wyrabiana jako nalewka na trawie żubrowej czyli żubrówce, znana jest szeroko i od dawna. Prof. Jurkowski pisze w swym referacie, że „w okolicach Białowieży, tam gdzie ta trawa jest najpospolitsza i gdzie do niedawna żyły żubry, ludność miejscowa sprzedaje omawianą trawę pod nazwą żubrówki; na ostatniej stacji przed Puszczą Białowieską, w Hajnówce, dzieci miejscowe roznoszą pękami żubrówkę pod powyższą nazwą, jako trawę do wyrobu nalewek”.
Ze swej strony Redakcja stwierdza co następuje: Profesorowie Nitsch i Rozwadowski nieraz słyszeli o żubrówce, jako o nazwie r o d z a j o w e j, prof. Kowalski wiedział też, że w butelce tej wódki powinno pływać źdźbło trawy żubrówki, na której się ją wyrabia; to krakowianie.
Królewiacy, prof. Chrzanowski i Łoś, znają tę nazwę tak dla wódki jak dla trawy, a także fakt źdźbła w butelce, od młodych lat, w każdym razie sprzed roku 1890, i twierdzą, że w Kongresówce wyrabiano tę wódkę nie tylko fabrycznie, ale i sposobem domowym, zupełnie jak wiśniówkę czy kminkówkę, że to więc nie była nazwa fantazyjna, ale typowa nazwa rodzajowa; to samo wiedzieli i inni Królewiacy, a jedna z asystentek Uniwersytetu Jagiellońskiego, pochodząca z b. zaboru rosyjskiego, na drugi dzień po rozmowie o tym przedmiocie przyniosła pęczek oryginalnej żubrówki, używanej w jej domu do wyrobu żubrówki. Prof. Porzeziński podał, że w Rosji znana była ta właśnie i tak wyrabiana polskiego pochodzenia wódka, jako зyбpoвкa. Faktów chyba dość: wiedzą o nich b. Królewiacy jako o rzeczy powszechnie znanej, nieobce są one i b. Galicjanom, boć mimo wszystko silne były ich związki z b. zaborem rosyjskim; z negatywnego faktu, że ktoś o tym nie słyszał, żadnego oczywiście nie można wyciągać wniosku, zwłaszcza jeżeli idzie o Poznańskie, którego żywy kontakt z innymi częściami Polski był, jak wiadomo, słabszy. Że żubrówkę jako fantazyjną nazwę firmy Kasprowicz opatentowały władze pruskie, to przecie żadnego nie ma znaczenia: podobnie mogłyby opatentować i nazwę jabłecznik, gdyby się kto z tym zgłosił. Ale w zjednoczonej Polsce zastrzeżenie nazwy żubrówki dla jednostki byłoby czymś niesłychanym. Zdaje się to rozumieć i firma Kasprowicza, skoro ma pretensję tylko do firmy Gaede, pozwalając łaskawie – może tylko na razie – posługiwać się tą nazwą licznym fabrykom wódek b. zaboru rosyjskiego. Zupełnie słusznie pisze prof. Jurkowski, iż przez to „doszlibyśmy do takiego absurdu, że alkohol pędzony z kartofli można by w Poznaniu patentować pod nazwą ziemniaczanki, a w Krakowie pod nazwą perkówki” (w Poznańskiem perki = ziemniaki).
Już w poprzednim ustępie dotknęliśmy kwestii językowej, mianowicie geografii wyrazów. Teraz, przechodząc do strony ściśle gramatycznej, zaczniemy znów od faktów. Oto między wódkami wyrabianymi w Izdebniku (pod Kalwarią Zebrzydowską), a przed wojną od dawna w b. Galicji szeroko znanymi, były też (zapewne i są do dziś) jarzębiak (niesłodki) i jarzębinka (słodka), czyli że jarzębinka oznaczała: 1. młodą jarzębinę, 2. jagody tego drzewa, 3. wódkę na nich robioną; to ostatnie znaczenie zanotowane jest też w Słowniku Warszawskim, t. II str. 138. Inny przykład: barszcz oznaczał pierwotnie pewną roślinę, potem także zupę robioną na tej roślinie (później dopiero na burakach). Językoznawcy wcale to nie dziwi, bo wie, że ma tu do czynienia z zupełnie pospolitą przenośnią, polegającą na rozciągnięciu nazwy jakiegoś przedmiotu na inny, ściśle z nim związany. Czyż np. karłowe drzewo gruszkowe nazwie ktokolwiek gruszą? nie, tylko gruszką, a na odwrót lud pospolicie nazywa śliwki i gruszki (owoc) śliwami i gruszami. Zawiązki tego mamy i gdzie indziej, gdy np. mówimy o jedwabiach w znaczeniu „sukni jedwabnych” o porcelanie, szkle w znaczeniu „naczyń porcelanowych, szklanych” itp. Nie jest więc prawdą, jakoby „w naszym języku [i w ogóle w jakimkolwiek innym] dla oznaczenia materii pierwszej i produktu z niej używało się zawsze osobnego słowa”. I nie jest to ani „nonsens językowy” ani „pomieszanie pojęć”, bo żaden wyraz nie jest nigdy jednoznaczny, a znaczenie jego zależy nie tylko od niego samego, ale od okoliczności, w jakich się go używa. Ot np. gdy się czyta u Weyssenhoffa („Gromada”, 1925): „- O, psia! ten szelma Wicek! Jeżeli mnie zobaczy, będzie znowu około szkła robota -” (str. 192), lub: „Dosyć już, córuś. Koło szkła robota jest męska” (str. 273), to przecie każdy rozumie, że tu nie chodzi ani o szkło, ani o szklane naczynia, ale o zawarte w nich napitki. Inna rzecz, że trzeba szczególnych okoliczności, by nazwa materii, pierwszej czy nie pierwszej, stała się przede wszystkim nazwą produktu. Przy barszczu okolicznością tą było, że zamiast z barszczu zaczęto go sporządzać z buraków. Jak było z żubrówką? Tu stwierdzić trzeba: 1) że analogia do wiśniówki czy piołunówki nie jest zupełna, bo wiśnie i piołun zna każdy, przez co używanie jednego wyrazu w dwu znaczeniach mogło powodować nieporozumienie, żubrówkę zaś ogół znał przede wszystkim jako wódkę, z trawą tej nazwy tylko w niej się właśnie spotykając: 2) że obok żubrówką nazywano tę roślinę także żubrową trawą: z czterech dzieł specjalnych, cytowanych przez prof. Jurkowskiego, dwa właśnie tę podają nazwę, mianowicie: E. Majewski, „Słownik nazwisk botanicznych polskich” (1894), i A. Strzelecki, „Gospodarstwo pastewne” (1876-7); a na żubrowej trawie to nawet pedant językowy pozwoli chyba robić żubrówkę.
Jakże jednak objaśnić przytoczone wyżej sprzeczne z naszymi wywodami sądy profesorów? Sąd 3) – oczywiście niefachowością; wolno jednak zapytać na jakiej to podstawie filozof, historyk, muzykolog czy archeolog, choćby znakomity, ma wydawać dla sądu opinie w sprawach językowych? Z opinii 2) bucha gramatyczny pedantyzm: rozporządzanie się za pomocą ciasnych regułek w tak różnorodnym świecie zjawisk, jakim jest język; opiniodawca zdaje się też nawet nie podejrzewać istnienia faktów, jeżeli on o nich nie słyszał.
Poniżej jeszcze dodatek do tego tematu
„Żubrówka”
[Język Polski XII 1927, 160]
Prof. H. Ułaszyn pisze dodatkowo w liście co następuje: „Po raz pierwszy spotkałem się z żubrówką około r. 1893 w Humaniu; uchodziła wówczas za produkt nowy, modny, sprowadzany z Warszawy (produkt „polski”). Sprzedawana była w niewielkich pękatych buteleczkach z białą etykietką, na której oprócz napisu figurował wielki żubr, ale nie w oderwaniu, ani na tle lasu (puszczy), lecz na „trawce” czy na łące. Wewnątrz butelki stała ukośnie słomka, źdźbło. Nazwa budziła już wówczas ciekawość; otrzymywało się odpowiedź, że od trawy (pewnej), którą się żywią z amatorstwem żubry. Że ta trawa nazywa się żubrówką, o tym dowiedziałem się nieco później, zdaje mi się około r. 1895. Notabene nasuwają mi się przykłady „codzienne”: kawa, herbata, czekolada albo lepiej kakao. A rumianek!”
Później jeszcze dodaje na kartce: „W Niemczech w pewnej porze lata dają w restauracjach i kawiarniach napój zwany Waldmeister; jest to jakaś bowla w której pływa ziele zwane Waldmeister-em, więc znów identyczna nazwa i materiału i produktu. I jeszcze miód „owoc pracy pszczoły” i miód „napój alkoholiczny”.”
Dodatki te są bardzo cenne; zwłaszcza kawa, herbata, miód świadczą głośno, do jakiego stopnia doktrynerskie i wprost fałszywe jest twierdzenie, że „w naszym języku dla oznaczenia materii pierwszej i produktu z niej używa się zawsze osobnego słowa”. KONIEC
Niestety nie wiem jak sam spór pomiędzy Kasprowiczem i Gaede się zakończył? Można się domyślić, że Kasprowicz przegrał.
I jeszcze kilka informacji o przedstawionych etykietkach. Piękna etykietka z Baranowicz jest z dwudziestolecia, podobnie Dauman. Żubrówka Jankowskiego jest jeszcze sprzed Wielkiej Wojny (jak w dwudziestoleciu nazywano I wojnę światową), kolejne są z dwudziestolecia. Arkadia to jedna z pierwszych etykietek powojennych, ma datę z czerwca 1945 r., Łódź to jak dla mnie jedna z ładniejszych etykietek lat 50/60. Na zakończenie taki „smaczek” zauważony przez pollabela. Etykieta z rusko-ukraińskimi napisami pochodzi ze Lwowa z 1941 roku czyli okupacji sowieckiej. Z polskich fabryk wódek działających we Lwowie sowieci stworzyli „Likiero-Goriłczanyj Triest” i poszczególnym zakładom nadali numery. Ta żubrówka jest z zakładu Nr 4 i jest plagiatem przedwojennej etykietki Żubrówki z zakładu Jana Muszyńskiego.
Jak widać przed wojną wielu producentów produkowało żubrówki. Fantastycznie było by kupić sobie kilka takich żubrówek i przeprowadzić ich degustację porównawczą tak jak robi się to w przypadku np. whisky – gdzie ilość marek i rodzai stanowi o głównej sile i atrakcyjności tego trunku!
Zapraszam do dyskusji.
(2144)
a od 2013 żubrówka nie jest już polska tylko ruska…wykupił oligarcha z Russian Standard Group