Witam,
Dzisiaj artykuł – odkrycie, napisany przez Joachima Stattlera (1768 – 1825), kotlarza i brązownika, radnego miejskiego i deputowanego na Sejm m. Krakowa. Znalazłem kilka informacji na jego temat.
Otóż rodzina Stattlerów pochodziła z Szwajcarii. Pierwszym z rodziny, który około 1750 r. przesiedlił się do Polski przesiedlił Józef Leonty Stattler. Syn jego, autor artykułu Joachim, pełnił jakieś obowiązki na dworze Stanisława Augusta w Warszawie. W 1794 roku – nie wiemy w jakim charakterze – znalazł się w obozie Kościuszki. Po Maciejowicach osiadł w Krakowie i jął się rzemiosła, kotlarstwa i bronzownictwa. Musiało mu się nieźle powodzić, skoro przed 1800 r, nabył kamienicę przy ul. Floriańskiej (liczba spisowa 516, oryent. 19). Żonatym był dwukrotnie; 1° z Joanną Byczyńską, 2° z Teodozją Krupczyńską (zamierzone małżeństwo z Oesterreicherówną, siostrą Dominika, rozchwiało się). Joanna Byczyńską obdarzyła Joachima jednym tylko dzieckiem, którem był Wojciech Korneli znany malarz. Z Teodozją Krupczyńską miał pięcioro dzieci: Joachima Józefa (ur. w 1811 r.), Erazma Sylwiana (ur. 1813 r.), Ottona Leona Metodyusza (ur. 1814 r.), Emilię Ludwikę (ur. 1815 r.) i Henryka Sabina (ur. 1816 r.).
Autor artykułu opisuje rozwój i postęp gorzelnictwa w Krakowie i okolicy w latach 1796-1816 🙂
Powyżej rycina przedstawiająca przekrój gorzelni z 1828 r.
Jest to już drugi wpis na temat historii gorzelnictwa w Krakowie; w kwietniu był wpis o Gorzelni Rudolfa Jenny w Rakowicach pod Krakowem TUTAJ.
UWAGI O PARNYCH GARCACH I ZWYCZAJACH
przez Joachima Stattlera obywatela i kotlarza krakowskiego – 1816 r.
W kraju w którym od niejakiego czasu, pędzenie wódek stało się przedniejszym artykułem przemysłu, nie brakuje na mężach światłych, chcących ułatwić lub przyspieszyć pędzenie, oszczędzić nakłady, wydatek drzewa, wprowadzić poprawę garcy, słowem wydoskonalić gorzelnictwo. Pisząc i ja rzecz nie małą zamierzam; jestem albowiem kotlarzem, który w młodych latach nie uczył się więcej, jak czytać, pisać, nieco rysować, liczyć, w języku polskim i niemieckim, jednak publiczność daruje współziomkowi, którego zamiar dąży tylko do dobra ogółu. Poniższe tedy uwagi służą do tego, aby okazać to nad czym w Krakowie pracowano i doświadczano od roku 1796 zacząwszy.
Pierwsze prace nowych wynalazków, podjąłem dla proboszcza z Wieliczki, ś.p. Słupskiego, rodem ze Śląska, który tak był zajęty nową poprawą gorzelni, że nie tylko sam pracował, ale pierwsze dzieła niemieckie kupował. Nie żałował on tego, bo mu się w pierwszych latach zwróciło. Z tej pracy kotliny bardzo dobre wprowadził, tak, że trzecią część drzewa tylko potrzebował; zaciery tak wielkie jak wielki garniec, stąd mu się pokazał większy przybytek wódki na każdym garcu. Zacierał podług wyczytanego sposobu; gorzelnia jego drewniana o trzech dużych garcach była suchą, lubo w niej trzy rurnice z wężami stały; sama woda na nie szła; w środku gorzelni była mała izdebka z kanapką i ze stolikiem do pisania, zegar ścienny, ciepłomierz, waga do warzenia surowca, bo on podług wagi rachunek prowadził, młynki dwojakie do ziemniaków rozcierania, młyn jednokonny do mełcia surowca. Był także i w tym szczęśliwy, że miał człowieka bardzo zdatnego, ten albowiem dobrym był Palarzem, mularzem, cieślą, i ten młynki i młyn mu robił. Wszystkie zaś odmiany które w kotłach i pokrywach zaprowadził, żadnej stąd, ani na drzewie, ani wódce nie przyniosły mu korzyści, wyjąwszy jeden pośpiech w pędzeniu, przez powiększenie o pół wężów jak zwyczajnie zrobionych. Umarł i nikomu nie udzielił swych badań, mawiając „iż pracuje jedynie dla siebie”. Wyznał mi tylko, że miał zyski nierównie większe od dawniejszych.
Wiadomo ile w roku 1803 Dziennik Lipski wrażenia zrobił na nasze gorzelnie. Ś. p. Urbański Prezes Apelacji, mąż znany z talentów i chęci najlepszych dla narodu, na nowe poprawy baczny, pracował nad różnymi silniami czyli machinami, rolnictwem itd., był on pierwszym, który kazał mi garce robić podług ryciny Dziennika wyrażającej kotły Szkockie; węża jednak nie było, lecz tylko wzmianka o nowym wynalazku, niemal w tych słowach „że jest to naczynie z wielu płaskich rozłożystych złożone, w których spirytus zebrany, przebiega długie ścieżki, przez co na pośpiechu zyskuje się”. Podług tego uczony mąż odrysował flaszę, która zrobiłem zamiast węża. Przy pierwszej próbie pośpiech garca uczynił półtorej godziny zysku jak zwyczajnie, jednak kotlina nowego jego wynalazku moskiewską zwana, wielce się do tego przyczyniła. Za jego przykładem poszło wielu panów, do każdego garca musiałem wydawać modele kotlin z drewna lub abrysy.
Gdy nasza praca coraz dalej postępowała, przyjechali JJWW. Wielopolscy i Ludwik Morsztyn z zagranicy, przywieźli alembik na 8 garcy robiony w Paryżu i taran Montgolfiera (Belier). Belier na nasze duże gorzelnie nie mógł być użytym, gdyż mało wody wydawał. Podług paryskiego modelu zrobiłem dwukorcowy garniec; po skończeniu roboty spostrzegliśmy wielkie niedogodności, to jest: iż pokrywa tak dużą była, jak garniec, mało co mniej ważąca, oblepienie jej potrzebowało wielkiej ostrożności, aby miejsca wolnego nie zostawić, dla ulotu spirytusu. Robiąc z tego samego modelu po naszym naradzeniu się drugi większy trzykorcowy, zgodziliśmy się na to, aby zrobić garniec w tej samej formie, z jednej sztuki; a tak ten garniec nie miał już pokrywy, ale w samym środku małą szyję na objętość człowieka (tam wchodzącego do chędożenia), i przykrywę płaską do zamykania, a w połowie tego garca małą szyję na cali 6 szeroką do nabijania roboty. Z tego garca spodziewaliśmy się jakiegoś użytku, lecz na nieszczęście przywieziono go na powrót do przerobienia. Pytałem się dlaczego mam przerabiać niewypróbowany garniec? odpowiedziano mi, iż Ekonom służący od lat 40-tu nie chce takiego cudotworu, woli porzucić służbę niż w takim garcu palić, którego jeszcze nie widział. Musiałem tedy stosownie do życzeń nowy wynalazek przerobić, a tak oba te garce na niczym się skończyły.
Wkrótce potem przybył W. Kasner Komisarz generalny JO. X. Alberta Cieszyńskiego, któremu robiłem wierzch Szkocki i flaszę nową wynalezioną do parnych garcy, do Cieszyna, których kadzie podówczas były drewniane (w roku 1814 będąc w Cieszynie widziałem tę flaszę i ten sam wierzch, który nazwano garcem Krakowskim i uważano go za najlepszy). Po niejakim czasie ś.p. Urbański odebrał wiadomość od W. Kasnera, iż z tego wierzchu flaszy był kontent; przysłał mu obrys browaru Cieszyńskiego z garcami i z całym opisem postępowania parnych garcy, podług którego w r. 1805 robiłem pierwsze parne garce dla JW. Rottmana do wsi Dwory zwanej w Polsce Austriackiej, które do dziś dnia tamże znajdują się (później Palarz tamtejszy wydał opis Gorzelni tej z rycinami w języku niemieckim). Jednak palarnia ta niewielu pociągnęła za sobą, a nawet ś.p. Rottman przymuszony został puścić ją w arendę, bo palarz więcej dla swego niż dla pańskiego zysku w niej pracował.
Obraz pędzla Wojciecha Stattlera (syna Joachima) „Portret Alfreda i Adama Potockich”, 1832 r., olej na desce, Muzeum Narodowe, Warszawa. Alfred Potocki był II Ordynatem Łańcuckim, właściciele Fabryki Likierów i w pewnym okresie namiestnikiem Galicji
W tym wkrótce umarł ś.p. Urbański nie dokończywszy zamierzonego dzieła o Gorzelnictwie. Dostałem wprawdzie ten rękopis lecz nieskończony; przepisywany przez wielu, nareszcie zaginął (zażyczyłbym, aby posiadający mógł dla dobra innych podać go do druku). Co tylko mi w pamięci utkwiło z tego pisma w krótkości podaję:
a) Budowla gorzelni murowana lub drewniana, ma być tak urządzona, aby rurnice w tej izbie gdzie garce obmurowane, nie znajdowały się, ale tylko za ścianą, a to dlatego, iż rurnice potrzebują zimna, a zaciernice czyli kadki zacierne, ciepła. Zabezpieczy się przez to od kradzieży wódki, i ludzie przy pracy zostaną trzeźwi.
b) Palenie pod garce w izbie zaprowadzone być ma z wietrznikami czyli luftami nowego wynalazku; przeto, izba suchą zostaje, drzewo się oszczędza, bo od woli Palarza ciepło pod garcami wstrzymywane być może i w izbie więcej ciepła zatrzyma się, które dla zacieru jest potrzebne.
c) W środku izby stawia się pięterko tak wysokie , aby z kadzi zacier wprost do Garca przez rynnę był wpuszczony. A że tu ciepło jest mocniejsze w górze niż na dole, robota przeto lepiej się wyrabia i zyskuje się na pośpiechu i nabijaniu garcy.
d) Rurnice w zimnie za ścianą stoją zamknięte i do konew nikt oprócz Palarza dochodzić nie może.
W roku 1806 porzuciliśmy różne formy pokryw małe i duże, a zostaliśmy przy zwyczajnych garcach, wysokość ich nad dwie stopy nie przechodzi, choćby i w największych. Wierzch u garca jest wypukły, otwór średnicy jak 9 do 20; pokrywy przeto nie wielkie mało ważące bo najwięcej jedna 10 procent całego ciężaru wynosi, model pokrywy jest Paryski z szeroką rurą do węża. W tymże roku JW. Eustachy Kołątaj, przydał drugą flaszę do garca, i znalazł iż o 1 godzinę garniec prędzej odchodził jak zwyczajnie. Później JJWW. Rudnicki i Michał Kochanowski, kazali robić po 2 węże do 1 garca, bo flasze przez lat kilka stojące, bardzo się zamulały, a chędożenie ich żadnym sposobem wprowadzone być nie mogło, dlatego znacznie zarzucane zostały. Podług tego sposobu dotąd roboty nasz odbywamy.
Przechodząc pismo W. Hofmana, wyczytałem wiadomości nad parnymi i zwyczajnymi garcami. Co do parnych: podłóg jego rachuby, iż więcej drzewa ma wychodzić, w praktyce rozumiałbym iż mniej. Co do zwyczajnych: projekt względem zbliżenia rurówki (czyli małej pokrywki) do brzegu, może wziąć dobry skutek; albowiem próba ta w zeszłym roku już przez Kossoskiego kotlarza w parnych garcach u nas była robioną, z zatrzymaniem pokryw dawnych; i ja jestem za tym, w tym nawet roku kilka takich garcy robić będę, z tą różnicą, że zamiast (zobacz w Pam. War Nr 17 str. 50) coby szyja miała być na cali 4 wysoka, do 6 cali ją podwyższę. Szerokość średnicy jak 1 do 6, u mnie będzie jak 1 do 4. Rurówkę trzy razy wyższa zrobię pod kątem 80 stopni. Że garce te mniej będą drzewa potrzebowały, łatwo domyślać się można, a nadto że w garcach tych z płaską pokrywą, mieszanie w Garcu z łatwością zaprowadzić się da, co istotnie potrzebne. Oczekujemy zresztą z utęsknieniem obietnicy W. Hofmana, tyczącej się zysku na opale i czasie 40 od 100 i nie przypalaniu się zacieru, przez co pozbędziemy się najgorszej wady w garcach zwyczajnych, która ich wziętości aż dotąd była na przeszkodzie.
Ażebyśmy przyszli do zamierzonego celu, trzeba nam się wziąć do środków tych które nam są na przeszkodzie, że nie mamy palarzy. Wszelkie koszta łożone są daremne; czyliż nie litować by się należało że właściciele nowych wynalazków garcy, nie tylko wydatki czynią, ale sami w większej części pracować muszą, doświadczać i uczyć, a nawet i ze szkodą, póki celu swego nie dopną. Co się tyczy kotlarskiej roboty, na tej nam w kraju naszym nie brakuje. Chcąc mieć palarzy, radziłbym aby towarzystwo z obywateli utworzone założyło szkołę Gorzelnictwa i swoim kosztem doskonaliło palarzy, albo też Rząd sam wydział naukowy ustanowił przynajmniej na 100 uczniów. Co łatwo Warszawa lub Kraków mieć może: mając nauczycieli różnych nauk, ci sami mogliby dawać gorzelnictwo i piwowarstwo praktyczne, a udoskonaliwszy takich majstrów, dwojaką by krajowi przynieśli korzyść: bo robiąc gorzałkę, zysk dla właścicieli z jej sprzedaży byłby pewny bez obawy utraty nakładów na gorzelnie i browary; robiąc nadto dobre piwo, o które u nas zwłaszcza po wsiach bardzo trudno, lud by się przywiązywał do piwa, a z czasem mniej by wódki pijał, i opilstwo szkodliwe porzucił. W dwóch tych miastach budowlę łatwo by mieć można. Urządziłoby się ją na dwa oddziały: Gorzelnią (podzieloną z osobna na zwyczajne, a z osobna na parne garce podług ostatniego sposobu nie mało dzisiaj wydoskonalone) i piwowarnią.
Nie od rzeczy będzie tu wspomnieć, że właśnie mam w robocie garniec podług najnowszego wynalazku od 500 garcy, który 5 razy prostkę, a za szóstą szumówkę w 24 godzinach ma odpędzić. O tak ważnym wynalazku sam założyciel gorzelni, Publiczności jak mnie zapewniał, doniesie. (Doniesienie to jak sądzę znalazłem i zamieściłem poniżej – przy. Ł. Cz.).
Co się tyczy szkoły praktycznej, ta nad lat kilka by nie trwała. Wypuściwszy pierwszych uczniów, ci by już w domu innych uczyć mogli, i takim sposobem przyszlibyśmy do dobrych palarzy i piwowarów, a szkoły główne przy takiej praktycznej nauce, mogłyby nam przecież, napisać jakieś dziełko, do dalszej nauki następnym użyteczne, przez który zachęcony nie jeden obywatel ziemski krajowej reprodukcji powiększając dochody, a oszczędzając spustoszenia lasów, zmniejszając trudy dozoru przy pośpiechu palenia, wskazałby sposób dla nie jednego, do dochodzenia tego, co dla największej części ludu Izraelskiego, nie chcącego się trudnić uprawą roli, jest pobudką do tych zatrudnień, wyjawiłby , z jak wielką krzywdą włościan, z jak ukrytym sposobem niszczenia lasów, stara się ten lud obmierzyć właścicielom zatrudnienia palarniami i browarami. Takowe zdrożności pewnie by usuniętymi zostały, a każdy wynalazek, nie będąc już okryty płaszczem Synagogi, prędzej by się publiczności dostał.
Joachim Stattler
1568 r. rycina przedstawiająca kotlarza przy pracy
Garce gorzelniane nowego wynalazku
Chęci najlepsze, starania najusilniejsze, praca wreszcie sama, nie odpowiedzą oczekiwaniom rolnika, gdy im talent i przemysł w pomoc nie przyjdą. Tą przejęty prawdą, myślałem garce swoje przerobić, które w dawnym sposobie zdziałane, wiele zabierały miejsca, czasu i potrzebowały opału, a luboć garce parowe powszechniej być w używaniu zaczęły, jednakże i w tych niedogodności znajdując, chciałem się chwycić nowości bez wystawienia się na starty, jakie się nowatorom wydarzają.
Wsparł mnie w mym przedsięwzięciu JP. Stattler, Kotlarz w Krakowie zamieszkały, podejmując się na swoje ryzyko jeden garniec zrobić tej samej wielkości, jak miałem w gorzelni bez potrzeby użycia trzeciego. Skutek najpomyślniej odpowiedział naszym oczekiwaniom, bo po siedmiomiesięcznym paleniu okazało się, iż com dawniej na trzech garcach po 8 beczek korcowych w 24 godzinach wyrabiał, to teraz w tejże samej ilości zacieru na jednym Garcu nowej teorii, odchodzącym siedem razy we 24 godzinach, wyrabiam beczek 14, będąc co większa od dna przypalenia zabezpieczony. Zysk odnoszę znaczny na czasie, a nierównie większy na koszcie, bo ten garniec o połowę mniej jak dawniej potrzebuje opału, co jest skutkiem zaprowadzenia przez tegoż P. Stattlera innych kotlin.
Tak użyteczna praca, zwłaszcza w okolicach bezleśnych, którą wielu znawców gorzelni widziało i pochwaliło, innej zaiste godna nagrody nad tę, jaką zwyczajnie artystom płacimy, nagrody mówię publicznego oświadczenia mu podziękowania i bezstronnego wyznania, iż nietrudno w Kraju naszym o talenta, które do swego korzystnego rozwinięcia się, wsparcia jedynie i zachęcenia potrzebują.
Pan w Kobylanach, Okręgu miasta Wolnego Krakowa, dnia 7go Maja 1817
Wincenty Wróblewski
(1054)
Leave a Reply