Witam,
W pierwszej część historii oznaczania mocy wódki, pisałem o stosowanym w Rosji i innych krajach sposobach oznaczania mocy wódki poprzez jej spalanie w srebrze TUTAJ. Dziś zacznę opisywać nasz rodzimy system tzw. prób Magiera.
Po raz pierwszy spotkałem się z tym określeniem przy redagowaniu książeczki o Starce, w której zamieściłem poniższy fragment dotyczący historii polskiego gorzelnictwa:
„Wieś dawna a dzisiejsza. II. Dwór”
(ze wspomnień starego człowieka)”
Napisał nestor ziemian Kieleckich p. Jan Popiel z Wójczy – 1910 r.
(…) Gorzelnictwo z dziecięctwa przechodziło w stan znacznego rozwoju i poczęło znaczne dawać zyski; pamiętam i pierwsze aparaty Pistorjusza. Przed nimi tzw. palacze (głównie żydzi) na pańskich ogniowych aparatach, bez kotła parowego, do kotła z hełmem i rurą, prowadzącą parę do chłodnika, wlewali rzadką robotę z zacieru zbożowego lub ziemniaczanego, zapalało się pod nim ogień i wypędzało tzw. mes, czyli wódkę, tak słabą, że jej pić nie można było (koło 10-15 Trallesa). Z tego mesu, do oczyszczonego z wywaru kotła wlanego, pędziło się szumówkę, koło 40-45 Trallesa trzymającą, i to była zwykła wódka do picia, dla smaku zwykle anyżem zaprawianą, którego dostarczały dwie tylko okolice, Jędrzejowskie dla Królestwa, Czortkowskie dla Galicji. Z szumówki tymże samym procederem pędzono okowitkę na 60 mniej więcej stopni, a z niej dopiero okowitę na 78 Trallesa, czyli jak wówczas mówiono na 10-tą próbę Magiera. Rzecz prosta, że przy takim sposobie wyrobu o fabrykacji spirytusu na większą skalę i o handlu nim mowy być nie mogło; pędziło się na potrzebę własnej i czasem sąsiedniej propinacji; tym trybem i jako szumówki i to ze zboża wyrabiały się wszystkie „starki”, których resztki, prawie że na wagę złota płacone, dziś nasi smakosze spijają.
Przy wielkiej taniości trunku, na który dawniej żadnego podatku, a aż do 1864 r. śmiesznie mały tylko płacono, zakwitało pijaństwo. Nie łatwo było o trzeźwą służbę, a po licznych na imieniny zjazdach zwykle wszyscy stangreci i furmani byli tak spici, że wiele gości nocować musiało. Były za to nieraz plagi, ale w ogóle tylko bardzo wielkiego pijaka odprawiano, i ta służba, wyjąwszy tę wadę, bardzo była na ogół poczciwa i dobra, a zwykle uczciwa. W kuchni nie było lepiej i często, gdy mieli być goście, kucharzowi buty zabierano, by do karczmy nie poszedł, a kuchcikowi rózgami zagrożono, by mu wódki nie przyniósł. (…) KONIEC
1820 r. Ogłoszenie o sprzedaży Prób Magiera
Po jakimś czasie dowiedziałem się czym były i na czym polegały próby Magiera, ale zanim zostaną opisane chciałbym przedstawić biogram ich twórcy prof. Antoniego Magiera z 1863 r.:
PROF. ANTONI MAGIER
Z okazji wystawionego w tych dniach, z zapisu ś. p . Magiera kompasu w Ogrodzie Saskim, o którym wczoraj wspominaliśmy, nie zawadzi przypomnieć czytelnikom naszym o ś. p . Magierze, postaci grodu naszego, którą do dziś dnia wielu Warszawian ma w żywej pamięci, wielu zna ją z podania, a wielu być może, że zaledwie coś o niej słyszało.
Lud warszawski, widząc niegdyś codziennie na szczycie dachu domu Magiera, przy ulicy Piwnej Nr 95, wystawione stopnie zimna i ciepła przez tegoż, wspominał go z uszanowaniem. Sam w młodych latach (pisze Wójcicki w dziele swoim; Cmentarz Powązkowski) nieraz słyszałem pogawędki starych mieszczan i przekupek Starego Miasta, które pojąć nie mogły, jakim sposobem Magier może wiedzieć ile Bóg dał stopni mrozu czy gorąca? Bliscy sąsiedzi na figurę p. Magiera chudą a wysoką patrzyli ciekawie, a jeżeli w czas pogodny szedł przez ulicę z parasolem w ręku, pewni byli i wierzyli w zmianę powietrza.
Powtarzamy, miał cześć Magier całego miasta. Regularnie (jak to wiemy z pamiętnikowych notatek jednego z sędziwych Warszawian, w naszym pozostających ręku), bywał ten uczony na kolacji w traktierni Wernika, w narożnym domu ulicy Freta i Długiej, na pierwszym piętrze utrzymywanej; tam w jednym z pokojów posiadał swoje uprzywilejowane miejsce, na którym codziennie przybywszy wieczorem zasiadał. Jeżeli który z gości, przypadkowo traktiernię odwiedzający, miejsce owo zasiadł, inni goście go prosili aby z tegoż ustąpił, bo to miejsce pana Magiera; przybysz zaraz z uprzejmością zadość czynił żądaniom. Wieczorem pojawiał się nasz uczony, trzymając ostrożnie w ręku kapelusz i starannie go następnie na kołku wieszając w kółeczko, które było przy tasiemce kapelusza. Był jak widzimy oszczędny, ale nie zbierał dla siebie; czyny życia i pozostałe zapisy świadczą o jego cnotach i miłości bliźniego.
Magier urodził się w Warszawie, 2 czerwca 1762 r. z dawnej rodziny tu osiadłej; dziad jego był winiarzem, wuj jezuitą. Nauki pobierał także w Warszawie, ostatecznie w szkołach po-Jezuickich. Młodość swą przepędził na dworze Bielińskiego, Marszałka Wielkiego Koronnego. Wcześnie oddał się z zapałem nauce fizyki i astronomii. Przy utworzeniu b. Liceum Warszawskiego obrany został profesorem tych nauk. Dwadzieścia pięć lat na swoim domu Magier wystawiał Warszawianom stopnie zimna lub ciepła. Umarł w tym samym domu, w którym i światło ujrzał, d. 6 lutego 1837 r.
Kompas – tak dawniej nazywano zegar słoneczny, ufundowany przez Magiera w ogrodzie saskim. Jest tam do dziś dnia przed fontanną. Projekt zegara słonecznego Magiera był w zamyśle dużo bardziej skomplikowany.
Szczupłym majątkiem rozporządził na cele szlachetne. Poczynił zapisy na kompas publiczny w Warszawie, na Instytut moralnie zaniedbanych dzieci, na Zupę rumfordzką, na szpital Dzieciątka Jezus, na fundusz wieczysty dla wysłużonych aktorów warszawskich. Ś. p . Magier był członkiem b. Towarzystwa Przyjaciół Nauk i wydał kilka dzieł naukowych, jak: O używaniu barometrów i termometrów, Fizykę dla dzieci i wiele innych pisywał do pism czasowych; ułożył i wydał kartę meteorologiczną Warszawy a w rękopisie zostawił Estetykę m. s. Warszawy, szacowne dzieło dla historyka i badacza domowego żywota przodków naszych. Znane są wreszcie miary do wódek i spirytusów, noszące techniczno miano: próby Magiera. KONIEC
W tym miejscu chciałbym ponownie oddać głos Józefowi Tuleii i powrócić do dalszej części artykułu przytoczonego już w pierwszej części tego tematu TUTAJ:
(…) My wiemy skądinąd, że już przy końcu 18-go wieku używano różnych alkoholometrów, względnie aerometrów w różnych krajach, np. w Niemczech Richtera i Tralles’a, we Francji Cartiera. W sąsiednich krajach polskich musiały one być wtedy również już powszechnie używane, gdyż Piątkowski w swym dziele „Gorzelnik i piwowar doskonały” z r. 1806 mówi o alkoholometrach, a nic nie wspomina o próbach spalania. W owych czasach weszły nawet w użycie alkoholometry nie sprowadzane lecz wyrabiane w Polsce przez profesora warszawskiego Antoniego Magiera i noszące jego nazwę. Jak powszechnie były te ostatnie używane, może najlepiej świadczyć fakt, że broszurka Antoniego Magiera: „O próbach czyli sposobach próbowania mocy wódek i spirytusów, dobierania ich wodą, oceniania niedostatku ich mocy i dochodzenia ilości wody dolanej do piwa” doczekała się w krótkim przeciągu czasu aż ośmiu wydań: edycja I 1801 r., edycja II 1808 r., edycja III 1814 r., edycja IV 1817 r., edycja V 1820 r., edycja VI 1822 r., edycja VII 1830 r., edycja VIII 1842 r. W czwartej edycji tej broszury z 1817 r., którą mam pod ręką, znajduje się notatka o próbie spalania, następującej treści: „od dawnego czasu używany był takoż zwyczaj próbowania okowitki mocnej, odmierzając iey naparstków dziesięć i po wypalaniu uważając, ieżeli pozostałey wody z tych dziesięciu naparstków ieden wymierzył się naparstek, takową okowitę nazywano 10-tey próby”. W dalszym ciągu wskazuje autor broszurki wady tej metody i uważa ją za zupełnie niedokładną.
O samych próbach Magiera – w kolejnym wpisie TUTAJ, bo teraz by wyszło tego za dużo 🙂
(863)
Leave a Reply