Witam,
Poniżej ciekawy artykuł z 1937 r. opisujący trochę powieść „Gorzałka” Adolfa Dygasińskiego, która była wydana w 1894 r. Nie czytałem tej powieści składającej się z czterech tomów, ale może kiedyś przeczytam?
ALKOHOLIZM W LITERATURZE
Odbył się dopiero co w Warszawie Międzynarodowy Kongres Przeciwalkoholowy. Unaocznił on społeczeństwu grozę nieszczęść, płynących z nadużycia alkoholu. Nie tylko zwolenników, ale i przeciwników, miał alkohol od dawna. Już w literaturze antycznej znajdujemy przeciwników Bachusa. Oprócz książek popularnych, dzieł naukowych, w których wykazywano szkodliwość alkoholu, również i literatura piękna wstąpiła w szranki bojowe, zwalczając alkoholizm.
Śpiewał wprawdzie wielki Kasprowicz cudne strofy:
„Avanti” przy „Chianti!” Owszem, dobra nasza.
Toskania na swój nektar przedziwny zaprasza,
Czerwony, jako rubin. Ale powiem szczerze,
Iż nieźle iść też naprzód ku ciemnej „Barberze” ,
Na Corso, przy Piazza dei Popolo, a potem
Popłukać sobie gardło „Orvietto” złotem… itd.
Poetycki to wyraz dolce far’niente cyganerii naszej, jeszcze przedwojennej, bawiącej na wywczasach pod niebem Italii.
W krajach, gdzie rośnie winna łoza, niebezpieczeństwo alkoholizmu nie jest tak groźne jak tam, gdzie pędzą okowitę. W tych krajach zwykło się mówić, że jeden kieliszek zdrowiu nie szkodzi. W tej sentencji jest obraz procesu gospodarczego. Wyrób bowiem spirytusu i jego sprzedaż oparte są na rozpijaniu ludności. Jest to najbardziej demoralizująca produkcja. Wywiera ogromny wpływ na przeobrażenie stosunków społeczno-gospodarczych. Wpływ ujemny. Znamy przecież „pijane budżety” państwowe. Są one świadectwem choroby ustroju społecznego. „Pijany budżet” odzwierciedla bezrobocie, złe stosunki mieszkaniowe, niski poziom oświaty, brak rozrywek kulturalnych, wysoką śmiertelność – w ogóle jest wykładnikiem warunków społecznych i ekonomicznych.
Alkoholizm zwłaszcza w krajach o niskim poziomie kultury wprowadza naród w „ślepą uliczkę, z której niema wyjścia na wielki dziedziniec rozwoju dziejowego”, jak trafnie powiedział ks. prof. Michalski, były rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego, przy tym znakomity uczony i filozof.
Niejeden beletrysta poświęcił swą uwagę dezorganizującemu wpływowi alkoholu. W literaturze polskiej najobszerniej i najgłębiej rzecz tę przedstawił Adolf Dygasiński w swoich licznych nowelach i powieściach. Opisał niejeden szynk na wsi a knajpę w mieście. Szynk bądź karczma grały na wsi, a i teraz również grają dużą rolę. Życie naszego włościanina zamykało się w ubiegłym wieku w granicach chaty, karczmy i kościoła. Do kościoła przybywał w święta i w niedzielę, do karczmy zaś przy każdej okazji. Przysłowie bowiem mówi: „kto karczmę minie, nogę wywinie”. A dziś także jarmark czy odpust nie odbędzie się bez wyszynku, a chrzciny, wesele, bądź stypa pogrzebowa – bez libacji. I dobrze jeszcze, jeśli do poczęstunku będzie spirytus monopolowy, często bowiem bywa samogonka, więcej trująca, albo i eter.
Oprócz fragmentów w utworach poszczególnych, gdzie Dygasiński odmalował wpływ alkoholu na życie indywidualne i rodzinne, alkoholizmowi, jako sprawie społecznej, narodowej poświęcona została powieść 4-o tomowa pod tyt. „Gorzałka” (r. 1894 wyd. książkowe). W tej to powieści przedstawiony został destrukcyjny wpływ przemysłu wódczanego na jednostkę, rodzinę i społeczeństwo. Typy są tu odmalowane kapitalne: pijacy nałogowcy i recydywiści – ofiary alkoholu. Są także pijacy fachowcy, ci co żyją z alkoholu, jak szynkarze, restauratorzy czy też ajenci dystylatorów, pijący pewien gatunek wódki w celu jaskrawej propagandy.
Rozdział przedstawiający „Towarzystwo spirytusowe w szynku” prosi się wprost na scenę.
– Uważam, że ludzie zaczynają pić nie na żarty – mówił Strumski, poczem z pośpiechem wychylił swój kieliszek. Coś go widać zastanowiło w smaku wódki, bo cmoknął językiem i, spoglądając na spocone czoło gospodarza, zapytał:
– Co to za wódka?
– Warszawska, – odparł Tłustowski, i, nalewając następne kieliszki, pomrukiwał: – Gorzałka konkurencyjna…
Głupi byłby ten, coby teraz chciał pić inną. Po kieliszku takiego sznapsa można się rzucić na armaty… Łagodność ma i ogień ma!
Nie Fuchs, nie Jankowski, nie Jeziorko, nie Schneider, nie Mokiejewski – ki diabeł?
– Gospodarz prawdę powiedział – ta wódka jest prawdziwa warszawianka; pierwsza warszawska firma ją wyrabia! – odezwał się nitkowaty jegomość, który przed chwilą zrobił miejsce przy bufecie dla Strumskiego i Brzosta. – Spojrzyjcie, panowie, jak ludzie piją! – Proszę przeczytać etykietę i zapamiętać firmę! – Z temi słowy jegomość ów podał Ksawciowi butelkę z etykietą „Towarzystwo spirytusowe” .
Ksawcio przeczytał napis, zdawał się nad czymś namyślać i wypróżnioną już butelkę przytknął sobie do nosa. Właśnie Tłustowski przechodził i rzucił te słowa:
– A co? Wypiło się kieliszek wódki a w duszy tak gładko, jakby człowiek archanioła połknął.
I odwrócił rozpogodzoną twarz do nitkowatego człowieka, mrugnął oczyma, mówiąc:
– Niechno pan inspektor opowie tym panom, co za firma robi tę wódkę!
– Firma wielka, szlachecka! – rzekł jegomość nazwany przez Tłustowskiego inspektorem. – Warszawa nie widziała dotychczas nic podobnego… Pierwsza wódka w kraju!
– Z mydłem! – krzyknął jakiś głos z tyłu tak donośnie, że wszyscy stojący przy bufecie odwrócili głowy.
– Gorzałka z mydłem jest dobra przy pewnych niedyspozycjach trawienia, – mówił drwiącym głosem nieznajomy, wodząc oczyma po wszystkich, którzy mu się ciekawie przyglądali. – Wiadomo na co się używa mydła wewnątrz…
Jest to prawdziwie dobroczynny środek. Mnie, panie Tłustowski, daj kieliszek Fuchsówki, bo ja nie lubię osłabień żołądka… Nie będę się narażał dobrowolnie na cholerę…
Wyraz „cholera” złowrogo się rozległ wśród gości, zgromadzonych około bufetu. Niektórzy powtarzali: „gorzałka z mydłem”; inni – „gorzałka z cholerą”. Przerwało się nagle entuzjastyczne picie; pięć panien za bufetem nie miało roboty, gospodarz – również.
Ilustracja przedstawiająca sklep – XIX w.
Oto obrazek przedstawiający na terenie Warszawy walkę konkurencyjną fabrykantów Spirytusu. Kryzys, jaki dotknął rolnictwo po powstaniu, sprzyjał zamianie produkcji zbożowej na gorzelniczą. Pszenica w cenie spada, wódka zawsze dobrze płaci. Ten proces powstawania nowych gorzelni, walk konkurencyjnych między niemi, koncentracji przemysłu spirytusowego został opisany w „Gorzałce” Dygasińskiego z realizmem i znajomością spraw społeczno-gospodarczych – zdumiewającą. Autor lat kilka poświęcił na studia po gorzelniach, dystylarniach, karczmach wiejskich i szynkach miejskich.
W „Trzęsawisku”, „Węglu” bądź „Nafcie” Upton Sinclair opisał wpływ produkcji na stosunki społeczne i człowieka. Zrobił to w XX wieku dla stosunków amerykańskich. Przed pięćdziesięciu bez mała laty Dygasiński uczynił to samo dla stosunków polskich, w sposób radykalny obnażając kulisy jednego z najniemoralniejszych sposobów robienia pieniędzy, bo na pijaństwie, na rozpajaniu ludzi, na ich chorobliwym nałogu, wyniszczającym kraj i naród.
– Karczmy współzawodniczyły w rozpajaniu chłopów, gdyż każda z nich pragnęła taniością i kredytem ściągnąć do siebie obchody weselne, stypy pogrzebowe, chrzciny, zabawy świąteczne. Gospodarze rolni, wyrobnicy, parobcy dworscy używali nieraz kredytu we wszystkich trzech karczmach, byleby częściej wypić. Bywało i tak, że ktoś, zadłużony w jednej karczmie, przenosił się na stałego gościa do drugiej. Ambicja pijacka tak się rozwielmożniła, że kto nie stawiał i sam nie pił, za nic go miano. Zarobki i majątki chłopskie wsiąkały w karczmarzy. Namnożyło się nałogowych pijaków, włóczęgów, ludzi bez sposobu do życia, przesiadujących całemi dniami w karczmie… Nocne awantury, bijatyki były na porządku dziennym. Wyborne interesa robił niejaki Mendel, szynkarz w Bercinie, gdzie karczma stała u przewozu tuż przez rzekę… Podobno ten Mendel zaprawiał gorzałkę czemś takiem, że ją pijak pił, pił i odpić się nie mógł, bo coraz więcej pragnął. – Na Bercinie siarczysta gorzała, ogień nie wódka! – mawiano powszechnie.
To, co zauważa Dygasiński w jednym z ustępów „Gorzałki”, powyżej przytoczonym, lud ujął jędrnem przysłowiem: „gdy się chłop w karczmie podpoi, żyd go z wszystkiego odoi”.
Pamiętamy przecie, jaką w Polsce odegrały rolę propinacje, które przy pomocy żydowskich szynkarzy rozpajały chłopstwo. Stany Generalne naliczyły w roku 1820 w samej Galicji przeszło pół szósta tysiąca gorzelni. Były one wykładnikiem nędzy materialnej i moralnej nieszczęśliwego chłopa.
Rola żyda, sprzedającego gorzałkę i pana, który się tym żydem posługiwał, stanowią ciemną kartę w naszej przeszłości. Dzięki żydom istniały jeszcze szynki wędrowne. Takim szynkiem była np. „żydówka Małka, która potajemnie obnosiła wódkę po chłopskich chałupach. Jak tylko chłopi powychodzili z domów, Małka zaraz zaczynała odwiedzać baby, opowiadała im różne plotki, a zawsze miała przy sobie flaszkę słodkiej wódki. Baby piły i dawały jej za to jaja, ser, masło, kaszę, mąkę, kartofle czy jaką starą szmatę. Żydówka żyła z tego, utrzymywała siebie i troje dzieci” („Gorzałka”). Oto odmalowany w całej nagości i prawdzie obraz warunków gospodarczych, stosunków społecznych i klimatu moralnego.
Gorzałka, która daje dobrobyt krajowi, bogactwo jednym, pozwala nie umrzeć z głodu innym, komuś znów jeszcze daje przyjemność, demoralizując go i zarazem zubożając. Ogniwa tego samego łańcucha, a jak różne spełniają funkcje w służbie alkoholu, czy pieniądza?
– Panowie z panów! – zawołał pompatycznie agent. – Nie robią tego wszystkiego dla prostego interesu, przez chciwość – rozumiesz pan! Taki dystylator pierwszy lepszy nie może się równać… Naszego dyrektora handlowego pana Koperkiewicza, posłuchać! My, panie, chcemy kraj wzbogacić, uszczęśliwić! U nas – zarząd, kontrola, komisje, akcje i rady… Żebyś pan wiedział, jakie to głowy – fiu, fiu! Jest się komu ukłonić.. .
Reuillard w jednej ze swoich powieści obnażył człowieka, zestawiając jego losy z kawałkiem metalu, co się toczy z rąk do rąk i nazywa się – złoto. Dygasiński obnażył nędzę ludzką i wady społeczne wynikające z powodu gorzałki, przerabianej na pieniądz. A jakie przy tym w powieści swej dał bogactwo typów i charakterystyk! Taki np. człowiek, co zobaczył własną duszę, to przecie typ niezapomniany. A jakże aktualny jest dzisiaj, właśnie dzisiaj, ten, co ma szacunek dla dokumentu. Przez pomyłkę uznano go za zmarłego, a on otrzymawszy akt własnej śmierci, akt urzędowy, przestał wierzyć we własne istnienie. Tak duży miał szacunek dla papieru z urzędu. Co za satyra na biurokratyczne stosunki. Opis, czym jest człowiek bez posady, jakby żywcem z czasów dzisiejszych wzięty.
Rozmowy księdza Brzosta z Panem Bogiem przypominają rozmowę bohatera z współczesnej powieści Bernanosa („Pod słońcem szatana”). A przecież Dygasiński pisał to niemal przed laty 50-ciu. A jak świetnie uchwycona i uwidoczniona w słowach psychologia kapitalizmu. Zdumiewać się trzeba wyczuciu i głębokiej wiedzy Dygasińskiego, który w swej powieści dał tak niepospolite studium społeczne, wyprzedzając – zrozumieniem procesu społecznego – wielu beletrystów Zachodu.
Pijak, przy tym nędzarz, używając w dialogu słów: łajdak, gałgan, hultaj i t.d., wyraża tu w sposób bezwiedny obłudną wzgardę kapitalizmu dla ubóstwa.
Demokracie Wokulskiemu (bohaterowi Prusowej „Lalki”), w głowie zawrócił i wolę odebrał romans z arystokratką wskutek czego przewłaszczają go żydzi, rugując ze sklepu. W „Gorzałce” zaś mamy trafną obserwację ważniejszego procesu historycznego. Mówi oto spekulant kapitalistyczny:
– W tym kraju, psiakrew, człowiek z głową i sercem niema żadnego pola do działania! Żydostwo stoczy nas, jak rak, wyssie do ostatniej żyłki. Mnoży się toto, jak karaluchy a i z naszej szlachty precz żydzi się robią…
– Prawda, za dużo się ich żeni z żydówkami: ale to dopiero pół-żydzi, z nich się zrobią ćwierć-żydzi i t. d.
„Gorzałka” Dygasińskiego, to dokument społeczno-historyczny, dający obraz Polski pewnego okresu. A przy tym powieść, w której mamy całą galerię typów pijackich, z natury brane i jak odtworzone – obrazy szynków, a nadto odmalowana nędza moralna i materialna, wynikająca dla rodziny i społeczeństwa z alkoholizmu.
W. T.
(1485)
Leave a Reply