Witam,
Dzisiaj ciekawy artykuł Adama Warzochy z 1978 r. Zawartych w nim jest kilka różnorakich ciekawostek dotyczących przemysłu alkoholowego w PRL – między innymi wyjaśniona jest kwestia dlaczego na etykietkach z Polmosu nie ma podanego konkretnego producenta. Powyższe zdjęcie tytułowe pochodzi z NAC.
ZAKŁADY SPIRYTUSOWE – 1978 r.
W czasie karnawału wzmaga się pisanie antyalkoholowe, sprawiedliwość wymaga wyrżnąć coś proalkoholowego. Oto pieśń bibosza:
„Ej, kieliszek braciszek
a szklanica siostra!
Ej, radowała oczy,
gdy do gęby niosła”
Towarzyski nakaz z wieków dawnych, ściślej z siedemnastego – trzymać w kredensie 5 mis, 60 półmisków metalowych, 100 flasz i 1000 kieliszków szklanych. We flaszach: wódka gdańska, ratafia – nalewka z różnych owoców, krambambula zaprawiana korzeniami, z importu, alasz – ceniony likier kminkowy…
Dlaczegóżby w tej dziedzinie dorobek z przeszłości miał być mniejszy niż w innych… persico – nalewka na pestkach brzoskwiń, cynamonówka, miód wiszniak, maliniak, benedyktynka – przesławny likier z opactwa francuskiego. Zakonnicy, również polscy, mieli w dziedzinie wiele do powiedzenia. W dziele Kitowicza „Opis obyczajów”: „Z między wszystkich pijaków (…) najpierwszy był Janusz książę Sanguszko, marszałek nadworny litewski. (…) Drugi, Borejko, kasztelan zawichoski, tego można nazwać pobożnym pijakiem, najbardziej bowiem lubił pijać z duchownymi. (…) Żeby zaś w tym klasztorze nie uchybić chwały Pana Boga, dziś na jutro naznaczali jednego spomiędzy sobie kapłana, który nazajutrz miał mieć mszę. Temu nie dali pić dłużej, jak do godziny jedenastej, chociażby chciał”…
Wytwórnia w Łańcucie starała się pozyskać receptury nadwornego specjalisty od trunków, sprowadzonego specjalnie przez Potockich z Anglii (jego żona mieszka w Łańcucie). Zamierzenie nie spełniło się, stwierdzili nieprzydatność. W produkcji wielkoprzemysłowej ideałem jest specjał z dwu składników (spiru i wody), nie z trzydziestu, nawet z kilkunastu jak alkarmes, przed wiekami bardzo lubiany w Polsce likier przyprawiany cynamonem, liściem laurowym, goździkami, gałką muszkatołową…
Gdy dworki i zagrody zapełniały swoje piwnice swoją produkcją, istniała różnorodność trunków. Monopol wytworzył egalitarne smaki. Może nie stworzył, w każdym razie mało dokonał, żeby gust nie wyrażał się wyłącznie symbolem „szumiącego łanu żyta”.
W kraju produkuje się około 100 gatunków wódek. Różnorodność nazw, jednorodność klasy. Handlowa rzeczywistość, także podczas karnawału, składa się z oferty kilkunastu gatunków, przeciętna cena 100-110 złotych. W innym monopolu – tytoniowym – odpowiadałoby to sytuacji zaspokajania rynku kilkunastoma gatunkami o zbliżonej cenie 10 zł.
Występuję tu nie w interesie obywateli, dla których alkohol jest używką konsumowaną codziennie aż do osiągnięcia błogostanu w pozycji horyzontalnej, lecz tych którzy czerpią zeń okresową przyjemność z zachowaniem cech kulturalnego życia. Są czciciele herbaty nie wychodzący poza „ulung” albo „madras”, są tacy, którzy cieszą się gatunkami na półkach nowymi, lepszymi, choć droższymi.
W tym układzie wypuszczenie na rynek przez Wytwórnię Win w Przemyślu, owoców w likierze albo w winiaku jest autentycznym wzbogaceniem, nie wzbogaceniem z nazwy. Likwory te poszerzają możliwość stosowania, czego uczy m. in. ulotka z propozycjami. Wytwórnia jest poza przemysłem spirytusowym w branży przetwórstwa owocowo-warzywnego. Istnieje od 1946 roku, produkowała wina owocowe i miody „trójniaki”, przez kilka lat wina gronowe, by ostatecznie zająć się napojami miodowymi i owocami w winiaku lub likierze.
Rozróżnienie: napój miodowy – i – miód pitny – wprowadziła mniejsza w ostatnich latach aktywność produkcyjna polskich pszczół. Mniej surowca, trunku trzeba nie mniej. Posłużono się w Przemyślu innymi recepturami. Flaszka z napisem „honey drink”, to znaczy jej zawartość odpowiada „trójniakowi”, są napoje odpowiedniki „dwójniaka” (honey liquor). Tenże napój znakomicie nadaje się do podgrzewania, nie potrzebuje zabiegów innych niż podgrzania tylko. W swej treści zawiera wyciągi z 38 ziół. Sprowadza się je z Włoch, z firmy „Istra”; skład mieszanki to tajemnica firmy, może być, że zbierają o północy. W roku bieżącym na rynku pojawić się ma napój miodowy – korzenny. Też na mieszance „Istry”. Następna nowość tegoroczna – napój kwiatowy. Z kwiatów zbieranych na polskich łąkach.
– Każdy zakład ma jakieś ambicje wyjścia z nowym asortymentem – powiedział kierownik produkcji przemyskiej wytwórni Kazimierz Jaglarz. Dobrze przyjęto nowości – owoce w trunkach – podpatrzyli zagranicą. Od podpatrzenia do wysłania butelek do sklepów upłynęło dwa i pół roku. Aż. Czas zszedł na próbach. Filozofia zalać owoce winiakiem? Odpowiedzieli – tego dowodzi czas prób. Nie będziemy wchodzić w szczególiki fermentacyjne.
W szczególiki dla fermentu wejdziemy natomiast, by wyjaśnić czemu przemysł spirytusowy nie wykazuje widocznych dążeń, by poprawić jakość ofert rynkowej. Nie pragniemy zasłużyć się bywalcom izby wytrzeźwień, dla których nieważne czym, a istotne jak skutecznie zapić. Na uwadze natomiast mamy ludzi, pragnących wyzwolić się od przemożnej popularności czyściochy czy odrzucającej „kolorowej”.
Z technologii wynika, że „mazowiecka” leżakuje dzień, „jarzębiak” 21 dni, „soplica” miesiąc, „Starka”, którą ze względu na szlachetność piszemy z dużej, 3 lata – sam spirytus na nią. Ludzie potrzebują masowo „mazowieckiej”? Do przedsiębiorstwa „Polmos” wypada mieć pretensję, że ulega powszechnym gustom. Może powszechne gusta stałyby się bogatsze, gdyby producenci trunków bogacieli w pomysły różnorodne.
„Polmos”, jako firma wiodąca, dowala dotąd skuteczny „odpór” zakusom wytwórni spoza swego zjednoczenia, które zamierzały rozpocząć produkcję nowych trunków, oryginalnych niekiedy, w oparciu o własne destylaty. Obawa konkurencji? Pochodzenie wyrobów „Polmosu” jest tajemnicze. Pewne, że nie pochodzą z siedliska światowej kontrabandy – miasta Hong-Kong, ani wsi w kraju wśród lasów i z dala od posterunków MO. Jakie więc imię producenta? Rzadka sytuacja, gdy nabywca nie wie, gdzie złożyć protest, gdyby miast trawy żubrówki włożono kawałek konopi. Anonimowość wynika z powodu tego, że lepiej gospodaruje się etykietkami, donoszą z przedsiębiorstwa. Zabraknie etykiet w Bielsku-Białej na śliwówkę półwytrawną „plum vodka medium dry”, telefonują do Łańcuta – dajcie etykietki na „plum”. Załóżmy – na wypożyczonych karteczkach jest nazwa wytwórni z Łańcuta, tamci wyrób schrzanią. Na czyim honorze plama? Przy anonimowości producenta honorowy kac ciąży na nie zidentyfikowanym organizmie „Polmosu”. Kod pocztowy nieznany.
Mam wrażenie, że intencje tego tekstu zasługują na błogosławieństwo komitetu przeciwalkoholowego. Albowiem kształtowanie nawyków szlachetnego spożywania likworów zasadza się – i to jest punkt pierwszy roboty – na wyszlachetnieniu tego o na półkach.
Adam Warzocha
(960)
Leave a Reply