Fragment w literaturze ze Starką w tle

Witam,Mieczysław Srokowski

   Czasami znajduję fragmenty w literaturze związane z alkoholem. Najbardziej lubię te związane ze starką, których kilka najciekawszych zamieściłem w książeczce „Starka – perła w koronie polskich trunków w historii i miniaturce”. Poniżej fragment z książki Mieczysława Srokowskiego „Kult Ciała. Dziennik człowieka samotnego” wydanej po raz pierwszy w 1910 r. Podając za Wikipedią: „Próbą stworzenia oryginalnej powieści erotyczno-psychologicznej jest skandalizujący wówczas „Kult ciała” (1910). W powieści tej graniczący z perwersją erotyzm staje się jedyną ideą i celem życiowym powieściowych bohaterów. Co ciekawsze, plan erotycznej gry ułożony przez parę kochanków wyklucza z góry miłość, ważniejszy jest szał i rozkosz zmysłowa. Tą problematyką bardzo niedoceniany Srokowski antycypował wiele wątków obecnych w literaturze XX wieku. Jak można przeczytać poniżej ciekawy fragment o starce także się w niej znalazł. Fragment ten przytaczam w szerszym fragmencie tak by choć trochę zachować kontekst. Po prawej portret Mieczysława Srokowskiego namalowany przez Zygmunta Andychiewicza.

KULT CIAŁA. DZIENNIK CZŁOWIEKA SAMOTNEGO

   (…) Tak to trwało dobre pół godziny. Zacząłem się najpierw nużyć, a potem nudzić. Nie zwracano zupełnie na mnie uwagi, wyszedłem więc cicho do stołowego pokoju. Tu pani domu pomagała w przygotowaniu do herbaty – było jasno i raźnie, i przykry nastrój opuścił mnie zupełnie. W ogóle przechodzę łatwo z nastroju w nastrój, jak koń dryndziarski z chomąta w chomąto.
– Kto jest ta panna? – zapytałem matki Janka.
– Panna Hanka Złotopolska, bardzo bogata panna ze wsi, jedynaczka, kuzynka i sąsiadka Dusi.
– A dlaczego ona tak krzyczy? – zapytałem.
– Bo jest bardzo żywego usposobienia. – Podoba się panu?
– Nie!
– Ma opinję piękności w swojej gubernji.
– Niech tam! Mnie się wcale nie podoba – za głośna jest.
– Doskonała partja. Jeden z panów powinien się o nią starać, będziemy swatać. Mnie się zdaje, że ona więcej dla pana Stanisława na żonę stworzona. Stanowczo więcej dla Stanisława, niż dla mnie – potwierdziłem. – Dla mnie żadna nie jest stworzona.
– Dlaczego?
– Bo za literatów nie wychodzi się, proszę pani.
– Ale dziwi mię, że się Hanka panu nie podoba; ona jest bardzo w guście panów.
– Nie przeczę, że ma duże zalety! Śmiałą linję bioder, przeczuwam także u niej pierś Astarty i mleczno-białą karnację ciała… Tu pani domu przerwała mi:
– Pan jest brzydki cynik…

   I mówiła coś dalej, ale ja już nie słyszałem, gdyż właśnie przyniesiono doskonale omszoną butelkę starki i postawiono ją obok całej baterji butelek na bocznym stoliczku z przekąskami. A ta starka była moją dobrą znajomą i bardzo miłą przyjaciółką. Znaliśmy się doskonale i rozumieli nawzajem, poprostu – cudownie! Pieściłem więc pękaty jej kształt oczyma i… marzyłem. Aż marzenie, jak w baśni, zaczęło się spełniać na jawie!

   Najpierw błysnął mi w oczach duży topaz, rzucił mi aż w głąb mózgu snop złotych płomieni, a w topazie działy się dziwy – dziwy: „… przecięcie domu – gnom-figlarz cudownemi nożycami rozciął dwór modrzewiowy od dachu do piwnic. W górze strych pusty i w kominach połcie słoniny, a niżej – w komnatach, jasno oświeconych woskowemi świecami, w komnatach o tęgich dębowych pułapach, – odbywa się uczta ślubna – dymią podgolone czupryny, śmiga w oczy szkarłat jaskrawy; to srebrem, to złotem palą się słuckie przepychy…”

   Toast ślubny: „bo bez sromu wszelkiego wyznam, że chociaż w zaszczytną dla domu mego wchodzi jedynaczka moja parantelę, jednak sutem wianem jej nie obdarzam. Bo jak Waszmość Państwu, a moim najmiłościwszym gościom, oświadczyć i przypomnieć mam zaszczyt, że jeno z krwawych wysług dla Rzeczy Pospolitej naszej fortuna domu powstała, a że salus rei publicae suprema lex Est (dobro republiki najwyższym prawem), więc skoro się w srogich znalazła opresjach złoto, które stal przyniosła, na ołtarzu kochanej ojczyzny z powrotem w stal się przetopiło. Oto mi jeno po ojcach została piwnica i owemi pucharami, które teraz w dłoniach dzierżymy, a w które ze stuletniego antałka do ostatniej kropli węgrzyn wysączono, piję“

   Patrzę – słucham, a tam biały, jak gołąb, staruszek, zapewne piwniczy, szwęda się z kagankiemi mamrocze do pacholika: „a tego omszonego antałka pilnuj mi, kundlu jeden. Zleje się czystą żytnią okowitę. – My ta pić nie będziemy, ale wnuki młodej pary palce lizać będą“... 🙂

Starka Pięćdziesięcioletnia 50Karafka ze Starką Pięćdziesięcioletnią z Polmosu Szczecin. Pierwsza edycja z dołączoną 32 stronnicową książeczką przygotowaną na zlecenie Polmosu przez Oficynę Wydawniczą MATZ

   I tak cichutko przy bocznym stoliczku, przez nikogo nie zauważonym, pogrążałem się w wizjach „topazowo-starkowych“, że w chwili, gdy pani domu wypowiedziała uroczyste „proszę do herbaty“, byłem już gruntownie urżnięty…

   Usiadłem do herbaty z mózgiem wyczulonym, ze zmysłami i wyobraźnią zaostrzoną co najmniej trzykrotnie, i gdy znalazłem się obok panny Hanki, poznałem, że wielka ilość pierwszorzędnych zalet jej uszła mojej baczności. Usta ma szatańsko-finezyjne i takie boskie w uśmiechu, że patrząc na nie miałem uczucie araba w pustyni, który ginie na pożarze słonecznym z pragnienia i wie, że o sto kroków bije przed nim w cieniu palm źródło zimnej wody, ale przystąpić nie może, bo przy krynicy zaczaił się lew! Lew konwencjonalnej cnoty – gorzej: lew niemożliwości! Chodzi o to, żeby lwa zastrzelić, ale Boże broń nie zranić tylko! Rozedrze w strzępy! A że stuletnia starka dodaje animuszu i rozwiązuje języki, powtórzyłem jej głośno tę oklepaną arabską bajkę.

   Odpowiedziała mi lepiej, niż przypuszczałem:
– Nie trzeba ani ranić, ani zabijać tego nudnego lwa, tylko zręcznie pazurki mu poobcinać.
– Ba, ale jak się zbliżyć do tej krwiożerczej bestji?
– Uśpić ją wzrokiem – odparła z takiem spojrzeniem, że… bezwiednie, sięgnąłem ręką do starki i nalałem sobie jeszcze kieliszek!

   Widocznie panna Hanka „oczkuje“ tylko z przyzwyczajenia lub nawet nałogu, bo po chwili zmierzyła bystrem, przelotnem spojrzeniem moją bardzo nieelegancką tualetę i zwróciła znowu całą uwagę swoją na Stanisława. Jak to dobrze, że ja nie mam najmniejszego talentu do zakochania się, ale jak to źle i głupio, że ona mi tak silnie od razu w zmysły bić zaczęła!

Mieczysław Srokowski

   Jak czytamy w przytoczonym wyżej fragmencie jest odwołanie do długotrwałego starzenia starki w beczkach po węgrzynie przez szlachtę w czasach Rzeczpospolitej szlacheckiej. Wciąż jednak mam spore wątpliwości czy tak faktycznie było czy też takie wyobrażenie o starce zostało stworzone w XIX w.?

   Nigdzie jak dotąd nie spotkałem się z wiarygodnym źródłem dotyczącym starki z XVII czy XVIII wieku.

(794)

No comments yet.

Leave a Reply