Rosolis czyli rosa słoneczna – część1/2

Witam,

    Na początki listopada byłem u kolegi Piotrka w Rzeszowie. Piliśmy różne trunki, zaś żona Piotrka Agnieszka raczyła się Rosolisem kawowym z Łańcuta, który jak się okazało bardzo lubi. Ja też go bardzo lubię, jak i inne osoby które znam i które go piły. Należy wiedzieć, że poza Rosolisem kawowym, w Łańcucie wytwarza się także: Rosolis różany oraz gorzki – który uchodzi za najlepszy i wcale nie jest gorzki tylko słodki 🙂RosolisZiolowyGorzki1

   Rosolisy w Łańcucie wytwarzano od XIX wieku do II wojny. Ponowną ich produkcję uruchomiono w 1996 r. i współczesna etykietka odwzorowuje starą etykietkę, zmieniono tylko logo. Rosolisy łańcuckie są trochę jak starka – z jednej strony bardzo dobre, tradycyjne ale z drugiej trochę zapomniane i trudno dostępne. Sprzedawane są w butelkach o poj. 0,350 l. i w cenie od 26 zł w Krakowie do ok trzydziestu paru gdzie indziej. Wyróżnić można kilka butelek w jakich były sprzedawane. Pierwotnie była to piersiówka z kieliszkiem na nakrętce. Potem ładna, stylowa, płaska butelka (najpierw zamykana korkiem, a następnie zakrętką), która ostatnio przejściowo wskutek kłopotów technicznych z matrycą zastąpiona była przez ordynarna, płaską butelkę – godną sznapsa ale nie rosolisu. Problem na szczęście został rozwiązany i nowe dostawy rosolisów są na powrót w ładnych buteleczkach z napisem rosolis po bokach.

   Kto nie pił łańcuckich rosolisów niech żałuje ale i kupi przy okazji – stosunek jakości do ceny jest nadzwyczajny jak sam trunek, który ma swoją drogą 40%. Jakość spokojnie dorównuje, o ile nie przewyższa markowym zachodnim likierom. W Polsce wśród likierów nie ma konkurencji, gdyż tak naprawdę innych polskich likierów specjalnie też nie ma w produkcji.

   W trakcie wyżej wspomnianej rozmowy z Piotrkiem o rosolisach – zaczęliśmy się zastanawiać, skąd wzięła się ta nazwa? Trochę się orientowałem, bo „gdzieś” czytałem – ale postanowiłem jeszcze poszukać.  A kto szuka ten znajdzie … można by rzec, ponieważ poszczęściło mi się i odnalazłem obszerny tekst o Rosolisach autorstwa Józefa Rostafińskiego z 1884 r. znaleziony w Kurjerze Warszawskim 🙂 którego poniżej zamieszczam część pierwszą.

ROSOLISY

   Rosolis Gorzki okPW inwentarzach dawnych dworów szlacheckich z XVI go wieku, czego bardzo mało, to sprzętów; tak dalece,

że trudno wyjść z podziwienia, jak przodkowie nasi umieli się obywać bez mnóstwa gratów, na które my dziś, tworząc dom, bezpotrzebnie wyrzucamy pieniądze.

   Czego jednak wówczas nie brakło, to puzdra do flaszek ze śrubowanemi korkami, w których przechowywano gdańskie, czy inne obce wódki. Wprawdzie w domowej apteczce moc była rozmaitych swojskich nalewek, ale cudzoziemcy umieli przyprawiać kordjały, których najzawołańsza gospodyni naśladować nie umiała, a za które kazali sobie grubo płacić. Do takich należały zrazu… rosolisy.

   Wyraz zachował się dodziśdnia w niektórych okolicach kraju, ale stracił dawne znaczenie i tem samem przestał być zrozumiały, tak dalece, że dziś trudno już zrozumieć, czem się rosolisy różnią od likierów. Biegli utrzymują, że to są wódki, podobnie słodkie jak likiery, ale mocne, które tylko mężczyźni pijać mogą. Inaczej bywało niegdyś. Ale to „niegdyś” minęło już tak dawno i bezpowrotnie, minęło tak, prawie żadnych nie pozostawiając śladów, że trudno domyśleć się nawet z naszej literatury, czem były rosolisy.

   Brzmi to podobnie jak rosół i lisy; Linde w swoim słowniku pomieszcza wyraz pod rosołem, ale zdrowy rozsądek sprzeciwia się temu wywodowi i myśl wzdryga się na nalewkę z lisa, chociaż wiemy że w XVI-ym wieku rzeczywiście destylowano wódki na rozmaitych zwierzętach, że pędzono je, wkładając do alembiku np. młode króliki, żabki itp. 🙂RozolisMikolasz

   W rzeczywistości rosolisy były pierwiastkowo, może już w XV-ym wieku, wódkami pochodzącemi z rośliny, której średniowieczna nazwa przeszła na otrzymywaną z niej nalewkę. Roślina to dziś rozgłośna w nauce, z powodu zjawiska żywienia się maleńkiemi zwierzętami, które chwyta; jest bardzo pospolita wszędzie w Europie, zarówno na równinach, jak w górach, a nosi dziś, według nomenklatury Linnégo, nazwę z greckiego wziętą: Drosera.

   Roślinka ta jest i u nas bardzo pospolitą na podmokłych, torfowych łąkach, gdzie tkwi wśród zielonego mchu i odbija od tego tła dość żywą rumianością. Łodyżki jej prawie wcale nie widać, tak jest krótką i wszystkie liście zdają się wychodzić z jednego środkowego punktu. Liście te mają dość długie ogonki, przechodzące w lekko wydrążone okrągławe blaszki, „nakształt łyżeczek” – jak mówi trafnie Syreński w końcu XVI-go wieku – „których używamy do wychędożenia uszu.” Ta zielona blaszka liścia jest gruczołkowatą, na górnej swojej powierzchni pokrywa ją bowiem do dwustu włosków. Każdy przyrośnięty cienką nóżką do powierzchni, przechodzi w wierzchołku w maczugowatą nabrzmiałość, która jest gruczołem, gruczołem, bo wydziela krople rumianego, przezroczystego płynu. Płyn ten jest gęsty, śluzowaty i daje się wyciągnąć w długie nitki. Włoski stojące w środku liścia mają nóżkę krótką, zieloną i są prosto w górę wzniesione, stojące na kraju mają stopkę dłuższą, czerwoną i na dół przegiętą. Włoski zaś rozmieszczone między środkowemi a nadbrzeżnemi mają długość i nachylenie nóżek pośrednie, a i barwa ich staje się tem czerwieńszą, im bliżej kraju blaszki stoją.

  Mikolasz - Rozolis Piołunkowy okP Cały wiec liść zielony kryje się pod kosmatością owych, pokrywających go, gruczołów, których śluzowate główki świetnie na słońcu błyszczą. Opowiada to w ten sposób mistrz Szymon: „w tych”, gruczołach, „zawsze się wilgotność znajduje wodnista: nigdy, by nagoręcej słońce grzało, nie wysychaiąca y owszem im barziey swymi promieniami przypala, tym więcej rosy albo wody w sobie maią. Tak że się przystojnie y słusznie dziwować, abo radniey gadać możemy, ieśli tę wilgotność abo wodę z ciepłoty słoneczney, czy z przyrodzenia swego miewa, sprzeciwiającą się słoneczney gorącości. Gdyż samo ziele wszytko, iako się niżey powie, iest pryszczącey mocy.”

   W tym naiwnym opisie znajdujemy zapatrywanie się całego średniowiecznego świata na tę roślinę. Przyłożona na ciało, jątrzy je i tworzy pryszcze, ma więc wewnętrzny ogień. Zapewne nie co innego, tylko ta rosa gruczołkowatych włosków, na słońcu zwiększająca się, jest tego przyczyną. Rosa, to wiec ognista, słoneczna. Stąd i średniowieczna nazwa rośliny: rosa słoneczna – Ros solis.

   Nazwa ta przetłumaczona w całości lub pierwszej połowie na wszystkie europejskie języki, stworzyła i nasze nazwy: rośnik, rosiczka, rosieniec, które, przytacza Syreński, i które przeszły do ludu, wypierając pierwotne jego miano.

   Roślina, na której zbiera się słoneczna rosa, musiała być uważaną za dzielny środek leczniczy. Tak, też było rzeczywiście i to w takim stopniu, jak nieledwo z żadną inną na świecie. Nie ma w tem powiedzeniu żadnej przesady. Wszystko daje się nią leczyć.

   Joachim Liebhardt, znany powszechniej pod nazwą Camerarius, znamienity lekarz połowy XVI-go wieku,Fraenkel - Gdański Rosolis okP przedewszystkiem zalecał rośnik na suchoty, to też i nasz Syreński zowie go: „pewnem a znamienitem lekarstwem” na tę niemoc. My to samo powtórzyć możemy dziś z małym dodatkiem, że jest pewnym, a znamienitym środkiem do rychlejszego dostania się na tamten świat w suchotach. Bo już w zeszłym wieku Olaf Barich przekonał się, że owcom, które go wypadkiem zjadły, sprowadza silny kaszel.

   W epoce renesansu jednak, z małymi wyjątkami, opierano się w stosowaniu leków nie na doświadczeniu, a na z góry powziętem mniemaniu. To też wszystko leczono tym słonecznym środkiem. Kamień, morowe powietrze, rany, krwotok, ból zębów, szaleństwo, porażenie, miały ustępować pod wpływem słonecznej rosy. Posilała ona mdłe serce, w ludziach starych odżywiała i otrzeźwiała „duchy ożywiające”. Arnold de Villanova tak był przekonany o jej wpływie na życie, że sam się dziwił, dlaczegoby ludzie, używający jej codnia, umierali! (…)

część dalsza w kolejnym wpisie. Na zakończenie reklama z 1897 r.

1897 Mikolasch Juliusz, Lwów

   Mam nadzieję, że wpis się podoba. Część 2 TUTAJ.

(3151)

1 comment

  1. ŻonaPiotrka pisze:

    To nieładnie tak publicznie ujawniać moje słabości! 🙂

Leave a Reply