Witam,
Dzisiaj o Fukierach, którzy prowadzili najsłynniejszą w Polce winiarnię na Rynku w Warszawie. Nie będę pisał o samej winiarni, ponieważ nie ma takiej potrzeby. Gabriel Kurczewski na swoim blogu Blisko Tokaju już to zrobił TUTAJ. Podobnie Paweł Polak na swoim blogu Winne Tradycje TUTAJ. Ja natomiast zamieszczam artykuł z 1960 r. poświęcony samym Fukierom oraz notkę z 1927 r. dotyczącą przekazania przez Henryka Fukiera darów do Zamku Wawelskiego 🙂
Powyżej Henryk Marjan Fukier na zdjęciu z 1936 r., źródło NAC.
FUGA FUKIERA
Przeczuł doskonale że będzie „ostatnim z Siekierzyńskich”, więc już zawczasu przemyśliwał jakby starodawne zbiory i pamiątki zabezpieczyć i jakby je najlepiej potomności przekazać. Toteż, kiedy nagle „wybuchła” Polska i zabrano się do przywrócenia dawnej świetności Wawelowi, postanowił dostojnemu temu zabytkowi ofiarować część swoich skarbów. Zarząd zamku dar przyjął z wdzięcznością. Delegował do Warszawy prof. Morelowskiego, historyka sztuki, żeby obaj z ofiarodawcą wybrali co cenniejsze i godniejsze sprzęty. Powędrowały wtedy na Wawel, straszliwie przez Austriaków obrabowany, meble antyczne, stara broń, rzeźby w drzewie, obrazy, świeczniki holenderskie z mosiądzu, kufry i skrzynie inkrustowane, sekretery przepysznej roboty, puzdra arcydzieła snycerskiego rzemiosła, dzbany miedziane, konwie cynowe, stare szkła, gąsiory, bukłaki, kielichy.
Pilnie czuwano nad tym aby żaden przedmiot nie miał, broń Boże, mniej niż lat trzysta. Jak antyki, to najprawdziwsze staruszki. Bardzo uroczyście akt darowizny spisano u notariusza Paszkowskiego z zaznaczeniem że wszystko to ofiarowano „Rzeczypospolitej Polskiej w darze, z przeznaczeniem do zamku na Wawelu”. W kupie było tego z górą, sto sztuk majstersztyków, bibelotów, pamiątek, od trzech stuleci przez pokolenia fukierowskie skrzętnie zbieranych.
„Czułem – wspomina tę uroczystość w pamiętniku swoim Henryk Fukier – iż w tej chwili choć drobną cząstkę zaciągniętego długu spłacam swej Ojczyźnie, z wdzięcznością wielką za stałą opiekę, za pomoc, za wychowanie naszych dwunastu pokoleń, zawsze wiernie, z dumą jej służących, zawsze przez te cztery przeszło wieki jednako dbałych o jej kulturę, o jej rozkwit i wielkość”.
Oto piękne słowa ostatniego z rodu, który zamknął fugę fukierowską. Skończył się ród Fukierów w Polsce, ale pozostała po nim piękna legenda. Jak tyle innych rodzin obcego pochodzenia, Fukierowie nigdy nie sprzeniewierzyli się polskości, a zatwierdzenie ich herbu – dwóch lilii w złoto-niebieskim polu – w r. 1681 za króla Jana III było już tylko czczą formalnością. Razem z Gizami, Baryczkami, Schlichtingami, Gianottimi, stanowili dumny klan patrycjatu staromiejskiego i choć później w piórka obrośli, ani im w głowie postało gdzie indziej szukać większej chwały.
Do końca wierni zostali Warszawie, Staremu Miastu i swojej fukierówce.
Ród stary i dostojny. Wywodzą się z Augsburga, ściślej może ze wsi Graben, gdzie zajmowali się tkactwem. Pisali się tam wtedy i do dziś się piszą: Fugger.
Pierwszy Fugger, który na szersze wody wypłyną, by Jan. Porzucił wioskę Graben, zjawił się w Augsburgu w r. 1367, korzystnie się ożenił z Elżbietą Gevattermann, córką cechowego mistrza tkackiego, warsztat swój znacznie rozwinął. Umarł w r. 1408, pozostawiając czterech synów. Najstarszy z nich, ożeniony z Barbarą Staimer, spłodził czterech synów i pięć córek. Zmarł w r. 1458. Syn jego najmłodszy, Jan ożeniony z Krystyną Echenloher, miał syna Gastla, inaczej Georga, czyli Jerzego. Ten to właśnie Jerzy przeniósł się na stały pobyt do Warszawy i jest protoplastą linii już polskich Fukierów.
Kontaktów z rodziną wszelako nie zrywa. Razem z nią bierze udział w rozległych interesach, czy to będą kopalnie na Węgrzech, czy spław towarów do Gdańska, czy też wwóz produktów kolonialnych, nasz Fukier zawsze liczyć może na poparcie potężnego domu bankowego stryjecznego brata Jakuba z Augsburga, zwanego Bogaczem (1459-1525). Kiedy się ogląda podobiznę tego augsburgskiego nababa, uderza na pierwszy rzut oka piekielna wola, rysująca się wyraźna krechą u nasady nosa i podbródka. O majątku tego Fuggera krążyły legendy. Pan Henryk opowiada, że zwiedzając przed wojną słynne muzeum Fuggerhaus w Augsburgu oglądał w jednej z sal obraz olejny dużego formatu, wyobrażający wizytę cesarza Karola V u Jakuba Fuggera. Cesarz zapożyczył się u bankiera na grubszą sumę, a nie mogąc w porę spłacić wystawionych weksli, odwiedził Fuggera żeby omówić z nim warunki spłaty. Fugger – odpowiednik naszego Wierzynka – zdobył się na piękny gest. Nie chcąc martwić gościa, w jego obecności spalił na kominku cesarskie weksle. Tę właśnie scenę historyczną uwiecznił malarz.
Fugger pali papiery dłużne cesarza
Jak później Rotschildowie, tak w średniowieczu wielką karierę majątkową i społeczną robi ród Fuggerów. Cesarz nadaje im tytuły, godności, stanowiska. Fryderyk III przyznaje im herb rodowy – owe lilie w złoto niebieskim polu. Jedna lilia dochrapie się nawet tytułu książęcego. W czasie pierwszej wojny światowej winiarnię Fukiera na Starym Mieście odwiedza kuzyn niemiecki, ks. Karol Maria Fugger von Babelhausen-Wellenburg. Druga linia dostała tytuły hrabiowskie.
W Polsce, przeciwnie, rodzina Fukierów utrzymała się do końca na demokratycznym poziomie uszlachconych mieszczan i nosa nad swój stan nie zadzierała. Jako kupcy karierę swoją zaczęli i jako kupcy ją zakończyli.
Jest więc ów Jerzy Fugger praojcem warszawskich Fuggerów. A że Polacy mają odwieczny zwyczaj prędkiego polszczenia nazwisk obcych (Gamerski, Estreicher, Dzianota), więc też rychło z Fuggerów zrobili się Fokarowie, potem zaś Fukierowie.
Jak Medyceusze we Włoszech, Fuggerowie stali się niebawem potęgą finansową. Faktorie ich znajdowały się w Hiszpanii i na Węgrzech, w Neapolu i w Antwerpii. Uzyskali wyłączne prawo dostawy ołowiu i miedzi dla mennicy królewskiej. Rzym powierzył im zbieranie w Polsce świętopietrza i przekazywania go do skarbca watykańskiego. W imieniu Izabelli księżnej Mediolanu i Baru przekazują Fuggerowie na ręce Zygmunta Starego w r. 1522 ostatnią ratę posagu jej córki, Bony. Kwota opiewała na 11.411 dukatów w złocie, i odbiór sumy tej król Zygmunt pokwitował. Oryginał tego pokwitowania oddał ostatni z Fukierów w podarunku Muzeum Narodowemu w r. 1955.
Kamienicę fukierowską, położoną na północno-zachodniej stronie Rynku Starego Miasta, pod nr. 27, która w pierwotnej swej postaci przetrwała aż do powstania warszawskiego r. 1944, zbudowano w połowie XVI w. Pierwszym właścicielem jej był Jerzy Korb, kupiec pochodzący z Wrocławia. Z jego córką ożenił się Michał Fukier. Ale kamienica dopiero w r. 1810 dostaje się Fukierom w następstwie małżeństwa Floriana Fukiera z Wiktorią Killiani. Trzy grube tomy dokumentów rodzinnych, dotyczące także owego domu na Starym Mieście, zgromadzili w swych rękach Fukierowie. Henryk Fukier z dumą podkreśla, że ze źródeł tych korzystali do swych prac znani pisarze i poeci. Czerpał z nich Sienkiewicz pisząc „Trylogię”, czerpał także Gomulicki, Smoleński, Kraushar, Oppman. W dziwny sposób tomiska te zaginęły bez śladu. Henryk Fukier złożył je na przechowanie w oficynie domu przy ul. Piwnej, w lewym frontowym pokoju na pierwszym piętrze, w skrytce żelaznej ukrytej w murze. Kiedy zjawił się w Warszawie i rozpoczął poszukiwania wśród zgliszcz Starówki, dokumentów już nie znalazł, chociaż i ściana owego domu i mury, w których ukrył kasetę – ocalały. Któż mógł je stamtąd zabrać i gdzie się znajdują?
Bez śladu również przepadły cenne księgi pamiątkowe fukierowskiej winiarni. Nie było w Polsce znakomitości krajowej lub przejezdnej, której podpis nie znajdowałby się w księdze pamiątkowej Fukiera. Zaprowadził ten obyczaj, za przykładem zagranicznych wzorów dziad ostatniego Fukiera, Teofil. Wyłożył księgę w safian pięknie oprawioną i tylko dostojnym osobistościom do podpisu ją podsuwał.
1926 r. Obchody 150 rocznicy uzyskania niepodległości przez Stany Zjednoczone w Warszawie. Fragment uroczystości w winiarni Fukiera. Poseł nadzwyczajny i minister pełnomocny Stanów Zjednoczonych w Polsce John Stetson wpisuje się do księgi pamiątkowej. Obok widoczna małżonka
A wcale przyjemne były tam zawarte pamiątki. Rysunki łowieckie Wierusza-Kowalskiego. Fasady kamienic staromiejskich szkicowane przez Wyczółkowskiego. Fragmenty słynnej piwnicy Hetmańskiej, gdzie dojrzewały w butelkach kilkusetletnie tokaje, pędzla Fałata. Ułani, konie i dziewczyny, wiadomo Wojciecha Kossaka. Całość – trochę jak groch z kapustą czy bigos hultajski. Tu rysunek Matejki, a obok autograf szacha perskiego. Tu podpis Szaliapina, a ówdzie – marszałka Focha.
Teraz, kilka lat temu, kiedy z gruzów dźwignięto zabytkową fukierówkę, wznowił pan Henryk tradycję księgi pamiątkowej. Wspomina o tym w słowie wstępnym. Przypomniał, że firma założona w r. 1610 przez Michała Fukiera, już wtedy wina szlachetne z Węgier sprowadzała. Nigdzie bowiem gdzie indziej wina węgierskie „nie dojrzewają”, jak właśnie w Polsce. Mówi o tym znany łaciński aforyzm: „Vinum Hungariae, Poloniae educatum”.
1927 r. Thomas Mann podczas pobytu w Warszawie. Spotkanie pisarza z literatami polskimi w winiarni Fukiera, widoczni m.in.: Thomas Mann, Juliusz Kaden-Bandrowski, Kazimierz Wierzyński, Jan Lechoń, Ferdynand Goetel, Ludwik Hieronim Morstin, Julian Tuwim, M. Rentgen.
Kilkanaście stroniczek gęsto, już po wojnie zapisanych. Etranżery, artyści, włóczykije, obieżyświaty, sławy krajowe i zagraniczne, jednodniowe ważki, trutnie narodowe, wzdęte reklamą. Ale są też zapiski uczciwe, mądre, ze wszech miar rozsądne.
„Zachowanie tradycji winiarni fukierowskiej w Warszawie – notuje Wacław Rogowicz, i dobry pisarz, i solidny tłumacz, i publicysta nie najgorszy – zależne jest od tego, czy uda się w czasach dzisiejszych zachować duszę tego miejsca, obarczoną tylu historycznymi wspomnieniami na przestrzeni 3 stuleci!”. Jest i zagadkowe post scriptum, którego nam się w żaden ząb rozwiązać nie udało: „Kto zrozumiał – tego będzie”… Ale – co, mianowicie, będzie? Królestwo Boże na ziemi? Wino fukierowskie lać się będzie strumieniami do gąb obywateli? Co będzie? Bo ja nie wiem. Ja muszę ciężkie złotówki bulić za każdą butelczynę Tokaya.
Dr Walter George Sikora jest częstym gościem w Polsce. Coś go tu ciągnie, chociaż ani on już Jerzy, ani Włodzimierz. Cztery razy był w Polsce, tęsknotą i ciekawością pewnie tu gnany. Całkiem poprawną atoli polszczyzną wpisał się do księgi fukierowskiej: „O tyle czwarta wizyta w Polsce była pełnym sukcesem, bo zakończyła się w historycznej winiarni Fukiera”. Long live, Mister Sikora, owszem przyjeżdżaj do nas coraz częściej, nie odrywaj się od pępka ojczyźnianego, pij duszkiem wino u naszego Fukiera, jakbyś trzymał w gębie cycek polskiej mamki!
Można tu dziś już znaleźć w zastępstwie generał-gubernatorskich podpisy ministrów nowych, egzotycznych republik. Są więc autografy ministrów nowej republiki Ghany, którzy przybyli do nas, aby omówić sprawę uznania ich nowego państwa. Kto wie, może z tego wyniknie nowa filia fukierowska w ich stolicy, Akrze.
Prof. Dunikowski nigdy nie gardził dobrym winem. „Wino dobre, cieszę się bardzo, że jest miejsce wypicia”. Przez omyłkę, w pośpiechu, pomylił się i zamiast roku „57” postawił „75”. Ha! Niechże mu będzie. Niechże dożywa tej cyfry w dobrym zdrowiu.
Małcużyński gościł tu wraz z żoną i w gronie młodocianych wielbicieli. Obok skromnie podpis jego żony nie mniej świetnej artystki, Colette Gaveau. Zygmunt Mycielski, no i cały tabun bezimiennej dziś młodzieży, która niebawem będzie na pewno głośna.
Jest także niżej podpisany. Tak się złożyło że wypadło mi być w winiarni Fukiera 15 lipca, gdyż spodziewałem się kilku zacnych gości. Przyszedłem więc poradzić się pana Henryka co do gatunku i rocznika win. Owszem, poradził, wybrał, polecił. Potem mi podsunął tę swoja nową księgę pamiątkową, żebym się koniecznie wpisał. Co było robić, coś tam bez sensu naskrobałem: „Jakże zaszczytne i miłe dla mnie móc po tylu latach znowu uścisnąć dłoń dostojnego Pana Henryka Fukiera – w dniu Jego imienin. Ad multos annos! Eugeniusz Szermentowski, 15.7.58”.
Jadwiga Smosarska pisze znowu, że nie może wprost uwierzyć, jak ślicznie odnowiono Stare Miasto, że siedzi znów u Fukiera i że pije polski miód.
„Amical homage des comédiens francais”. I któż to znowu napisał? Ba, para wielkich aktorów: Jean-Louis Barrault i Medeleine Renaud. Powinien tu także być gdzie blisko ślad pobytu w Warszawie Gérarda Philipe’a. Trzeba by koniecznie go odszukać. Można tak godzinami wertować stronicę po stronicy. Tu zachwyt emigranta, tam znów podziw cudzoziemca. Tu łza tęsknoty pomieszana z winem. Tam respekt dla wysiłku nad cudowną i wspaniałą odbudową starodawnej pamiątki starej Warszawy.
Eugeniusz Szermentowski
W nawiązaniu do informacji o przekazaniu przez Marjana Fukiera zabytków do Zamku Wawelskiego poniżej zamieszczam jeszcze notkę na ten temat z 1927 r.
DARY P. FUKIERA NA ZAMEK KRÓLEWSKI NA WAWELU
Zbiory państwowe na Wawelu wzbogaciły się w ostatnich tygodniach znaczniejszym szeregiem darów w ruchomościach muzealnych, przeznaczonych do dekoracji komnat Zamku Królewskiego, z których kilkanaście będzie w najbliższych miesiącach gotowych do rozpoczęcia urządzenia wnętrz. Szczególnie podkreślić należy wielką ofiarność p. Henryka Marjana Fukiera, przedstawiciela najstarszego rodu patrycjuszowskiego w Warszawie. Wydzielił on ze swych zbiorów około 70 zabytków z tem, aby mogły stanowić wypełnienie całej komnaty wawelskiej i temsamem uświetnić pamięć jego przodków, pochodzących od znakomitego w dziejach rodu patrycjuszów augsburgskich Fuggerów, którzy indygenat szlachecki otrzymali od cesarza Maksymiljana I., a później wyniesieni zostali do godności hrabiowskiej i książęcej. Ci niemieccy Fuggerowie już w samym początku XVI. w. założyli linję polską i od czasów Zygmunta I. pozostawali w bliskich stosunkach z dworem wawelskim. W r. 1515 polscy Fukierowie uzyskali obywatelstwo m. Warszawy, zaś w r. 1682 potwierdzenie polskie swego rodowego herbu, nadanego im przez Wittelsbachów w r. 1474, a przedstawiającego dwie lilje. Warszawska siedziba Fukierów w Rynku Starego Miasta, zbudowana w XV w. ma do dziś dnia w podwórzu charakterystyczne cechy włoskiego renesansu tej epoki, chociaż fasada frontowa domu jest znacznie późniejsza. Kamienica ta jest od r. 1610 własnością rodziny Fukierów i od tego czasu mieści się w niej skład win, należący do jej właścicieli. Dar p. Fukiera składa się z 36 sprzętów i przedmiotów domowego użytku, jak krzesła, świeczniki, skrzynie, zegar, gabinet ze stolikiem z końca XVI. i początku XVII w. z inkrustowanymi bogato ozdobami, starożytne dzbany, konwie i. t. p. Z ośmiu obrazów zasługuje na wyróżnienie portret M. Fukiera z r. 1571, obraz religijny z wyobrażeniem królowej Marysieńki; obok tego jest kilka rzeźb, z tych dwie barokowe z wyobrażeniem Kazimierza Jagiellończyka i jednego z Wazów, dalej 10 sztuk broni i. t. p. Ogółem jest to pierwszy tak znaczny dar, połączony z myślą ufundowania całej osobnej komnaty na Zamku Królewskim na Wawelu w Krakowie.
(1219)
Leave a Reply