Witam,
Dzisiaj fajny artykuł z serii Rozmaitości – „Czas to pieniądz” z 1892 r., w którym zawarta jest legenda dotycząca Starki Jana Kunderewicza. Jak się zastanawiam to innych tego typu legend na temat polskich alkoholi nie znam. Bardziej konkretnych informacji na temat samej starki Kunderewicza nie udało mi się znaleźć. Na szczęście od pollabela mamy etykietkę Starki Jana Kunderewicza z Wilna. Posiadając etykietkę przy produkcji książeczki o Starce kojarzyłem ją i dlatego jak trafiłem na wspomniany artykuł, wiedziałem o co chodzi.
Starka Jan Kunderewicz, pollabel na także butelkę z etykietką od tej starki
Firma ta jest bardzo tajemnicza. Na etykietce nie ma ani pojemności, ani mocy. Etykietka pochodzi sprzed I wojny światowej a może i z XIX w. Ja mam wątpliwość czy faktycznie firma była z Wilna a nie przypadkiem z Krakowa? Przypuszczenia te wzbudził we mnie fragment dotyczący tej starki znajdujący się w utworze Stanisława Witkiewicza „Na Przełęczy. Wrażenia i obrazy z Tatr” z 1891 r. opatrzonej w 1904 r. nowym wstępem. Autor opisując podróż koleją z Krakowa do Zakopanego wspomina „
„Podróżny, jadący z północo – wschodu, przywykły do naszych bufetów stacyjnych, pełnych rozmaitych zakąsek, osławionych mnóstwem butelek, ozdobionych kwiatami lub gipsowemi figurkami Danta, spoglądającego smutnie na kanapki z serem, albo Michała – Anioła, odwracającego się dumnie od śledzia w garniturze – podróżny taki dozna tu wielkiego zawodu, licząc na uprzejmość kolejowych restauracyj. Antałek piwa, herbata z kotlika, parę kawałków chleba z szynką, kilka pierników; bardzo licha wódka – tak licha, że nawet krakowskie „Starka żmudzka, Demetrykow a Kowna”, lub „Litewka, Kunderewicz a Vilna”, wydałyby się przy niej specjałem – oto wszystko, nie licząc cienkiego wina i przedhistorycznych zrazów lub combrów, pochodzących od niewiadomo jakich zwierząt.”
Z fragmentu tego można wnioskować, że starka ta była nie była prawdziwą starką litewską a jedynie jakimś jej naśladownictwem lub mieszanką zwykłej ziemniaczanej gorzałki z niewielką domieszką prawdziwej starki – no i była produkowana w Krakowie.
Przejdźmy do legendy, poza którą sam artykuł jest także ciekawy. Aha jako zdjęcie wstępne kadr z filmu Pan Twardowski z 1936 r. TUTAJ, w rolach głównych Kazimierz Junosza-Stępowski jako Diabeł i Franciszek Brodniewicz jako Twardowski.
CZAS TO PIENIĄDZ – 1892 r.
Nikt może na świecie nie potrafił podnieść przysłowie: czas to pieniądz, do znaczenia dogmatu, jak fabrykanci wódek i handlarze win. Zysk bowiem hojny, który oni ciągnął z swego zawodu, jest po największej części dziełem czasu, w którym ich kapitał powinien tak się dać przemienić, jak niedawno wynaleziony sposób przemiany pracy w elektryczność. Wiele win, likierów i wódek zawdzięcza swoją dobroć kilkuletniemu odleżeniu się podczas którego „przez stosowną pielęgnację uszlachetniają się coraz bardziej”, mówiąc słowami autora „racjonalnego pielęgnowania win”.
Komu też nie są znane pociągające etykiety: „Cognac Vieux, Fine old Jamaica, Rum albo Old Sherry”, przez co ustalili Holendrzy światową sławę swych likierów, co jest powodem wielkiej wziętości i wysokiej ceny francuskich sznapsów klasztornych, jak Chartreuse i Benedyktynki, a po części także gdańskiej wódki? Tylko długie odleżenie i przez to osiągnięty wyborny smak i dobroczynne działalnie na nasz organizm. Przymioty te, będące przywilejem starych wódek i win, formalnie kpią dobie z kłopotów chemików, szukających do dziś dnia formułki, którą że tak powiem urzec mogli każdą młodą wódkę, by się przemieniła w starkę. A starka litewska Kunderewicza w Wilnie? Ma ona swoją osobną historię.
Stare etykietki koniaków w kształcie winnej łozy
Kunderewicz był asystentem Twardowskiego, mistrza sztuk wyzwolonych i czarnoksiężnika, mieszkał zaś w Krakowie przy ulicy Franciszkańskiej. Twardowski miał wodę, w której diabłów topił. Kunderewicz nie miał wprawdzie tyle, co mistrz jego, do czynienia z diabłami, cierpiał atoli na solitera robaka w żołądku. Leczył się długie lata na robaka, lecz bezskutecznie i coraz więcej podupadał na duchu i ciele. Pewnego dnia zjawił się u niego Twardowski i rzecze: „Ażali masz upartego lokatora w wnętrznościach, którego ani edykta doktorskie ani egzekucje aptekarskie wyrzucić nie mogą, krop go często tą oto wodą, lecz pomniej, abyś mu dobrał należytej miary, a uspokoisz się”, a dawszy mu fiolkę z czarnym płynem wyszedł.
Kunderewicz, który znał tajemnice swego mistrza, poznał w płynie ową wodę, w której diabła był utopił, a z słów jego zrozumiał, że należy systematycznie i przez długi czas zażywać lekarstwo. Aby kuracja snadź za wcześnie nie została przerwaną, wlał płyn mistrza do całego wiadra wódki, zamieszał, zatkał i zostawił „wzajemnemu działaniu”. Po tygodniu znalazł ku swemu niemałemu zdziwieniu wódkę zamienioną w prawdziwą wódkę litewską, którą co dzień w miarę używając, wyleczył się z robaka w żołądku. Odtąd pozostawał sekret robienia starki litewskiej aż do dziś dnia w familii Kunderewiczów w Krakowie; sekretny płyn Kunderewiczów okazał się tak nieskończenie skutecznym, że wystarczy kilka jego kropel wlać do świeżej wódki, aby ją zaraz zamienić w starkę. Odtąd też jest wiara u nas, że starka uspokaja robaka w żołądku.
Kto obeznany z rachunkiem procentów od procentów, pojmie łatwo, że ten szanowny przymiot napojów, który im wiek nadaje, dużo pieniędzy kosztuje, że „czas” za swe właściwie go nienatężające usługi każde sobie zawsze dobrze zapłacić. Fabrykant wódek jest do czasu w podobnym stosunku, jak przymierzeniec słabszy do mocniejszego: pierwszy na skinienie drugiego ciągle na nowe ofiary łożyć musi. – Mało atoli jest fabrykantów, którzy swój kapitał obrotowy mogą przez długie lata zostawić nieoprocentowanym, a ci, którzy to zdołają, uważani są, nawet w dalekich krajach jako wyższe istoty, którym zwyczajni fabrykanci wódek i winiarze bynajmniej nie dorastają. W celu utargowania czegoś od drogiego czasu przemyśliwano już od dawna nad sposobami, któreby wódkę i wino zdołały sztucznie w jak najkrótszym czasie uczynić starą. W tej sprawie jednak uczeni znaleźli się jak przed księgą Twardowskiego, łańcuszkami zakneblowaną i ciężkim kamieniem przywaloną, z której nic wyczytać nie mogli. Uczeni nie zrozumieli, skąd pochodzi, że „czas” wódkę poprawia, ale tę lukę w wiedzy zaraz hypotezami wypełnili. Postawili więc hypotezę, że uszlachetnienie się wódek przez wiek na niczem nie polega, jak na zaokrąglaniu się atomów wódki. Chcąc zatem takie zaokrąglenie atomów w wódce spowodować, należy ją w silny ruch wirowy wprowadzić. W tym celu przerzucano świeże wódki przez machiny odśrodkowiczne (centryfugalue) i odśrodkowywano je bez litości. Jednakże wódka jak była ostrą, twardą i szorstką, taką też pozostała. Inny znów uczony taką podał hypotezę, że „czynny tlen” czyli ozon powietrza dostaje się w drodze dyfuzji (przenikania) przez porki klepek do wódki, którą utleniając, tworzy etery przyjemnego zapachu. Opierając się na tej hypotezie, wprowadzano ozon tak długo do napojów alkoholowych, aż nie zamieniły się w ocet. Stosunkowo lepsze rezultaty osiągnięto kilkorazowem ogrzewaniem napojów blisko punktu wrzenia, lub leczeniem elektrolitycznem, przy czem, jak twierdzili, ma się fuzel (alkohol amylowy) na swoje „związki pochodne” rozłożyć. Rezultaty jednak z tego sposobu poprawy napojów osiągnięte, były bardzo skromne i nie odpowiadały smakowi konsumentów, przyzwyczajonych do starych i wytrawnych wódek. Wszakże was kein Verstand des Verständigen sicht, das ahnt in Einfalt ein kindlich Gemüth (co jest podejrzane na pierwszy widok dla mędrca, jest proste dla dziecka), jeżeli spostrzeżenie murzyna takiem dziecinnem, naiwnem odgadnięciem tajemnic natury nazwać wolno.
Stary murzyn w Kingstonie na Jamaice, widząc jak jego pan za bezcen młody rum sprzedaje, przypomniał sobie sztuczkę, której ojciec młodego pana używał, chcąc w prędkim czasie z młodego otrzymać stary rum. Sposób był bardzo prosty i zasadzał się na kilkakrotnem przelewaniu rumu w słońcu z flaszki do flaszki. Murzyn udzielił tego sposobu swemu panu, który niedługo potem wynalazł odpowiedny przyrząd, a mianowicie przymocował do kurka przy beczce krótką rurkę gumową, a do niej długą szklanną, przez którą z wolna rum przepuszczał pod wpływem promieni słonecznych do drugiej beczki. Powtarzając to kilka razy otrzymał w ten sposób towar, który mu o 75% wyższą wartość przedstawiał handlową, niż przedtem. Łatwo było do przewidzenia, że swego sposobu długo nie mógł utrzymać w tajemnicy. Znalazł niebawem naśladowców, a dziś na wszystkich Antillach jest on w użyciu. Według zapewnień wykonawców zestarzenie się rumu przychodzi do skutku najlepiej w rannych godzinach, gdy promienie słoneczne mają największą siłę „czynną” a najmniej rozpalają. Za gorące promienie, jak popołudniowe, spalają rum, tj. udzielają mu dziwny smak odrażający, którego już nigdy nie traci. Pierwotnie używaną prostą rurkę szkalnną zastąpiono dziś dużą wężownicą szkalnną, przez który przelewający się rum bardzo długo wystawiony jest na działanie słońca, a tym sposobem prędzej starzeje się.
Na pierwszy rzut oka metoda ta zdaje się być bardzo pojedynczą, w gruncie rzeczy jednak jest dobrze obmyślaną, gdyż przy niej działa ruch pojedynczych atomów rumu razem z chemicznym wpływem promieni słonecznych na wielką powierzchnię, przyczem rum szczelnie będąc zamknięty, nic nie utraca ze swego aromatu. Wystawiając zaś brunatny rum w flaszkach na promienie słoneczne, osiągnęlibyśmy skutek o wiele mniejszy, gdyż po pierwsze w flaszkach znajdowałby się płyn w spokoju, a po wtóre działoby światło tylko na rum, znajdujący się przy ścianach flaszki, gdy tymczasem rum w wnętrzu flaszki nie odniósłby żadnego skutku ze światła, gdyż kolor czerwony rumu jest dla promieni chemicznych światła słonecznego nieprzepuszczalny, a zatem rezultat z wystawienia rumu w flaszkach na słońce byłby wątpliwej wartości.
i jeszcze dwie etykietki starych rumów
Zadziwia nas mocno, że dziś mimo pary i telegrafów opisana metoda przemieniania młodego rumu w stary, jakoteż innych napojów alkoholowych tylko na Antillach jest praktykowaną podczas gdy w całej Europie łamią sobie głowy nad wynalezieniem stosownego sposobu do osiągnięcia starości tanim kosztem. Dzieląc się z czytelnikiom tą wiadomością, pragniemy naszym przemysłowcom stać się pożytecznymi, aby i mniej zamożni byli w stanie przez zastosowanie taniego sposobu wyrabiać napoje doskonałej dobroci którymi skutecznie mogliby walczyć z konkurencyą zagraniczną.
(1934)
Cześć Czajkus , magas37 niedaleko komputera. Jak widzisz rozwiązanie techniczne, dwie beki jedna nad drugą połączone szklaną wężownicą z zaworkiem na wężownicy by był wolny przelew, a wszystko wystawione na dwór?
Cześć magas37. Beczki masz, żytniówkę pewnie też, może w wyniku tego doświadczenia uzyskasz szybciej starkę 🙂
Żytniówka na starkę jak powinna być zacierana, słodem jęczmiennym, sztucznymi enzymami, może jest inny sposób? Może trzeba podpowiedzieć polskim producentom, byśmy mogli iść do sklepu, wybrać coś polskiego z tradycjami i dobrego. Robić spirytus żytni ze śruty żytniej, czy żytni ze słodu żytniego. Lubię czytać twoje wpisy, może są gdzieś w materiałach z których korzystasz, jakieś szczegóły odnośnie produkcji z dawnych czasów, by nie wzorować się na amerykańcach i ich Rye whiskey.
Cześć, jak dotąd nie znalazłem przepisu na starkę w XIX w. Są informacje, że była to zwykła szumówka żytnia, którą starzyli w beczkach. Nie było zatem niejako odrębnych przepisów na „spirytus” na starkę. Jest za to sporo materiałów z końca XIX w. dotyczących zacierania żyta i ogólnie używania żyta w produkcji. Mogę zacząć to przepisywać i zrobić z tego wpis, a Ty mi napiszesz czy o to ci chodzi i jest pomocne.
Będę ci bardzo wdzięczny.