Witam,
Jakiś czas temu miałem przyjemność degustować z kolegami Grzegorzem i @trzy_czwarte_litra różne Goldwassery. Zabierałem się do opisania tej naszej degustacji jak do jeża, aż wreszcie natknąłem się na poniższy napisany przez Wojciecha Natansona z 1937 r., który zmobilizował mnie do sporządzenia wpisu.
Do degustacji zgromadziliśmy nieprodukowane już Gdańską Złotówkę 35% ze Starogardu, Gdańską Złotą Wodę – Goldwasser 40% produkcji Wyborowej SA z Poznania oraz uchodzący za oryginalny Der Lachs w dwóch wersjach miniaturek: starej kwadratowej 40 ml i najnowszej w kształcie sztabki złota 50 ml oraz Goldwasser z Komersu. Z powyższego zdjęcia starszej wersji Godwassera z Poznania nie kosztowaliśmy, a zapomnieliśmy jeszcze zdegustować miniaturkę Goldwassera z Gdańska.
Z tego co pamiętam z degustacji, a pamiętam już mało, to absolutnie najgorszy był Goldwasser z Komersu – sama słodycz i dużo anyżu – bez szału. Jak lubię firmę Komers, bo robią niemal wszystkie swoje produkty w miniaturkach, to nad jakością muszą jeszcze popracować. Firma jest nowa to jeszcze trochę czasu im daję. Reszta smakowała dobrze, nie było jakichś specjalnych różnic w jakości pomiędzy Goldawasserem niemieckim a polskimi. Dało się zauważyć różnice w smaku miniaturek Der Lachs starszej i nowszej – widać troszkę zmienili recepturę.
Złotówka i Złota Woda przelane są do szartresek
GOSPODA POD ŁOSOSIEM – 1937 r.
Sędzia otworzył puzderko zamszyste,
W którym rzędami flaszek białe sterczą głowy;
Wybiera z nich największy kufel kryształowy
(Dostał go Sędzia w darze od księdza Robaka).
Wódka to gdańska, napój miły dla Polaka;
„Niech żyje” krzyknął Sędzia, w górę wznosząc flaszę,
„Miasto Gdańsk, niegdyś nasze, będzie znowu nasze!”
I lał srebrzysty likwor wkolej, aż nakońcu
Zaczęto złoto kapać i błyskać na słońcu.
(„Pan Tadeusz”, księga IV-a)
W XVI, XVII i XVIII stuleciu szlachta polska przewoziła przez Gdańsk olbrzymie ilości zboża, drzewa i płótna. Sam przewóz zboża dochodził do 60 tysięcy łasztów ładunku i 20 milionów talarów! Zawarłszy korzystną transakcję z angielskimi, holenderskimi czy francuskimi kupcami, wstępowano rzecz prosta – na kieliszek słynnej gdańskiej wódki. Wróciwszy potem do domów rozpowiadano szeroko o tym napoju, a ponieważ żadna granica celna nie stała na przeszkodzie, przywożono z podróży i chowano po piwnicach specjał gdański, by go wyciągnąć przy zacnej okazji. Ślad owej tradycji zachował się w zacytowanym na wstępie przepysznym ustępie „Pana Tadeusza”.
W Der Lachsach (1 i 2) zdecydowanie najwięcej złota, w Złotówce (3) ze Starogardu najmniej
Aby jednak dobrze zrozumieć tych kilka wierszy Mickiewiczowskich – nie wystarczy być uczonym filologiem czy polonistą. Kto nie miał nigdy w ustach „prawdziwej podwójnej złotej wódki” w starej gdańskiej gospodzie „Pod Łososiem”, nie będzie się mógł domyślić, dlaczego z flaszki Sędziego „zaczęło złoto kapać i błyskać na słońcu”. Owo złoto, skryte w gdańskim likworze, jest jedną z tajemnic winiarni założonej przed 339 laty przez Ambrozjusza Vermöllen. Pokolenia mijały, tyle rzeczy zmieniło się nad bałtyckim wybrzeżem, a stara Iikiernia istnieje niemal bez zmian. W tej samej „Probierstube” gdańskiej mogli niegdyś zasiąść przy kieliszku rówieśnicy Szekspira, jego przyjaciele i koledzy. Wiemy przecież, że jedna z wędrownych trup szkockich zawitała z początkiem XVII wieku do Gdańska i grała m. in. „Kupca weneckiego”! Wyobraźmy sobie, że któryś z komediantów, zmorzony trudami przedstawienia przespał trzy wieki i obudził się w roku 1937. Na zewnątrz gospody – zastałby wszystko odmienione. Przez te 3 stulecia dokonała się – gwałtowna kariera – Hohenzollernów i jeszcze szybciej potęga ta rozpadła się w gruzy. Gdańsk otarł się przelotnie o epopeję napoleońską. Ulice miasta pokryły się nowoczesnymi brukami, zadudniły autami i tramwajami. Ale stary „łosoś” gdański trwa, i w roku 1937 znów można pić tę samą złotą wódkę, którą zapewne wychylali przyjaciele Szekspira. Znam kilka zakładów, które w podobny niezmieniony sposób przetrwały stulecia: słynna miodosytnię krakowską „Pod Krzyżakiem”, starożytną królewską pijalnię w Upsali, jedną z winiarni paryskiego „Quartier Latin”… Czyżby alkohol miał w sobie silę, pozwalającą mu trwać dłużej niż trony?
Nieprodukowana Gdańska Złotówka, w serii była jeszcze Krambambuli i Srebrnik Gdański – całkiem fajne likiery
Gospoda „Pod Łososiem” w Gdańsku zachowała z pietyzmem dawne swe urządzenia. Na ścianach wiszą ryciny, które pozwalają porównać to co było, z tym co jest. W przejściu wisi tablica, opowiadająca całą historię gospody. „Łosoś” zawdzięcza swe powstanie słynnemu generałowi króla hiszpańskiego, ks. Albie; przed jego bowiem prześladowaniem musiał członek sekty Mennonitów, Ambrozjusz Vermöllen uciekać ze zdobytej Holandii. Schronił się pod opiekę pełnych tolerancji gdańskich Książąt Kościoła.
Ambrozjusz Vermöllen zostawił swą fabrykę likierów w spadku synom, Ahrentowi i Piotrowi. Obecni właściciele pokazują z dumą ciekawy dokument, jaki stanowi księga recept na sporządzanie likierów Ahrenta Vermöllen z r. 1606. Od r. 1708, gdy ostatni z rodu Vermöllenów podarował fabrykę swemu szwagrowi – gospoda „Pod Łososiem” przechodziła z pokolenia na pokolenie drogą dziedziczenia. Żaden ze spadkobierców nie pomyślał nigdy o sprzedaży.
Ostatni szeroko dostępny Goldawsser w przystępnej cenie, którego produkcję zakończyła Wyborowa SA. Poniżej ten sam likier we wcześniejszej wersji. Butelki z kolekcji trzy_czwarte_litra
Jaką sławą cieszyła się w XVIII wieku fabryka likierów „Pod Łososiem” świadczą dwa dokumenty: jeden to rachunek cesarzowej rosyjskiej Elżbiety, która zakupiła likierów „Pod Łososiem” za 5.152 guldenów!! Drugi to pamiętniki ryskiego aktora, Józefa Christa, który w r. 1789 wędrował przez Gdańsk i zakupił 24 flaszki. Mimo to pisze: „Było nam jednak wtedy niezbyt wesoło – skoro mieliśmy jechać do Berlina!”.
Etykietka Goldwassera produkowanego przez Polmos do lat 90.
Likiery spod Łososia przeszły niebawem do poezji. W roku 1798 ułożył ktoś poemat pochwalny na cześć „Lachsa” w 64 zwrotkach 6 wierszowych. O „prawdziwym, gdańskim, uczciwym, podwójnym „Lachsie” wspomina z entuzjazmem jedna z osób dramatu Lessinga „Minna von Bornhelm”; pomnik poetycki wystawił mu Kleist w „Rozbitym dzbanie”. O „Lachsie” piszą potem E. T. A. Hoffman i Hauptman. Scenę z „Minny von Bornhelm”, w której odbywa się picie „Lachsa”, uwiecznił gdański malarz polskiego pochodzenia, Chodowiecki. Likier ten popijał może również astronom Heweliusz, który odkrytą przez siebie konstelację nazwał „Tarczą Sobieskiego”.
Wojciech Natanson
(6996)
Leave a Reply